Po niedzieli. Praca analityczna i poszukiwawcza klucza dla wydarzeń z soboty, choć gruntowna, do niczego mnie (nas) nie doprowadziła. Jadę z mieszanymi uczuciami i mam zamiar nie zostawić ich tylko dla mnie. Pierwsza rzecz jaką zrobię, to spróbuję wyjaśnić i zrozumieć ich zachowanie. Osobą, którą spotykam prawie zawsze jako pierwszą jest K. Rozmawiamy…lecz nic nie wiem. Mówię mu o tym, jak trudno nam było zrozumieć, o co im chodzi, z wypowiedzianego przez nich lakonicznie zdania: idziemy grać w balę, lecz dało się odczuć gniew i złość. Nie wiemy tylko na co? Po kilkunastu minutach na placu są prawie wszyscy i zaczynam rozmowę. Mówię spokojnie, głównie o swoich odczuciach i parę zdań o tym, co mi mówiła Ewa. Nie ma żadnego napięcia i okazuje się, że wtedy im się nadzwyczajnie nie chciało iść.
Wiedzieli już w piątek, że planujemy pójść w to miejsce, a czując zmęczenie postanowili to olać. Tylko wtedy w piątek, nie było okazji porozmawiać, bo chłopcy od razu poszli, a ja dałem im możliwość odejścia. Jest jeszcze kilka innych przyczyn, bo każdy z nich jest inny i wielu z nich walczy o moją jak i Ewy uwagę. Jeśli ktoś jest za blisko lub się o mnie oprze, albo chce zrobić komuś z nas zdjęcie, jest postawiany do pionu przez drugich. Idę jeszcze po K., któremu pożyczyłem aparat na weekend. Nie ma go w domu, ale mam okazję poznać jego mamę. Wypijam kawę (pierwszą od kilku tygodni, gdyż rzucam mój nałóg) i rozmawiamy. Po raz kolejny przekonuję się, że chłopcy mówią dobrze na mój temat w domu i są zadowoleni z zajęć. Dobrze, że jestem tematem rozmów, a przez to także jest możliwość innej rozmowy. Wracam na plac, gdzie już są wszyscy i nie tylko oni. Zahaczamy jeszcze o Hilwę, park za przychodnią, a także grę w chowanego z piłką, w tzw. puszkę. Jest już po 18.20 i czas na mnie. Wsiadając w 183 na Miechowice kręcę filmik z trasy na pamiątkę i dla potomnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz