Dziś jedziemy na wycieczkę. Jest nas pięcioro tzn. L., A., S., E., i R.. Chcemy pójść na kręgle lub laser. Wszystkie tego typu atrakcje są dostępne w Centrum Rozrywki w Agorze. Wcześniej odwiedzam rodziny i rozmawiam o warsztatach fotograficznych, w których mają brać udział chłopcy. Po miłych wizytach czas na zbiórkę i wyjazd. Wsiadamy w bankę i na Bytom! W środku spotykam jednego z braci B., którego poznałem na boisku. Jest zabawnie i przyjemnie, lecz gdy mamy wysiadać B. przytrzymuje R. i ten nie może wysiąść. Drzwi się zamykają a ja stoję jak wryty, gdyż nie zdążyłem nawet zareagować. R. będzie musiał nas znaleźć, gdy wysiądzie na następnym. Na szczęście nie miał daleko i po kilku minutach był przy nas. Już razem idziemy do…sklepu z kolczykami, gdyż A. ma ochotę na zmianę wizerunku. W sklepie jest przypał, ale Pani obsługująca ma dobry humor. Gdy A. znajduje wreszcie swój męski kolczyk, udajemy się dalej. Na schodach ruchomych kłótnia na całego. Dwóch chce iść na laser, a dwóch na kręgle. Cała wymiana zdań trwa dobry kwadrans. Gdy już któryś ustąpi, to kolejny zmienia zdanie. Patrzę na to z boku i widzę, że boją się podjąć decyzję. Nikt nie chce być odpowiedzialny za wybór zabawy. Jednak zostajemy w Centrum i idziemy na kręgle. Lęk przed nowym daje się we znaki. Tłumaczę zasady i przypominam cel naszego wyjścia: przyszliśmy, by mieć dobrą zabawę i spróbować gry. Godzinka mija szybko, a chłopcy wymiatają z każdą minutą mniej przejmują się grą i pozwalają sobie na błędy. Ja ich mam mnóstwo. Na koniec mówię, że wszyscy mogą poczuć się wygranymi, bo spróbowali, potem grali i nawet jak im nie szło, to dograliśmy do końca. Oddajemy buty i idziemy coś zjeść. Pizza nie brzmi źle, więc zajmujemy stolik i składamy zamówienie. Po posiłku idziemy zobaczyć miejsce, gdzie może będą wystawione zdjęcia młodych i wracamy do domu. Czekając na tramwaj, planujemy zbliżające się ognisko. Jest 5 i jedziemy. W tramwaju jest para ubogich ludzi z psem, którzy są mocno wstawieni i słyszę, że jadą na metę. W tyle dwie młode dziewczyny, które mają ze sobą poskładane łóżeczko dziecięce, wysiadają na Bobrku, a my na następnym. Zbliżam się do drzwi środkowych, zadowolony z przebiegu wyjazdu i wspólnie spędzonego czasu, wysiadam, idę, a tramwaj nadal stoi…, ktoś włączył hamulec a ja zastanawiam się, kto? Nikt się nie przyznał a ja nie widziałem i miły nastrój pękł jak bańka mydlana. Odreagowałem ostro, nie krzycząc, że takie numery mi się nie podobają i jak chcą mi zaimponować, to będą musieli coś innego wymyśleć. Żegnam się uściskiem dłoni i wsiadam w 183 do doma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz