Przed nami pierwsze warsztaty fotograficzne z
Ewą Szymczyk. Jadę po Ewę do Katowic, by mieć jeszcze czas na rozmowę i ostatnie ustalenia. Dzwoniąc do niej, dowiaduję się o strajku górników oraz o tym, że pół Katowic jest zakorkowanych. Myślę sobie: ładnie się zaczyna, jeszcze się nam nie uda spotkać i będą jaja. Będąc w Chorzowie, zaczyna padać deszcz. Nie ma jeszcze paniki, ale pojawia się stres. Taki błogi, spokojny stan, który zaczyna mnie irytować. Mówię do siebie: daj na luz, jak co, to się świat nie zawali (potem się okazało, że może i nie zawalił, ale na pewno został zasypanym białym świństwem). Górniki puściły i Ewa jest już na dworcu PKS. Trzydzieści minut później jesteśmy na Bobrku, a tu coraz zimniej. Bierzemy sprzęt, tzn. pięć aparatów cyfrowych w tym SUPERFAJOWOMEGAMOCNY kompakt Canon G11 (Michał dzięki za radę!!!) i ruszamy w teren. Mamy jeszcze kilka minut do 14.00 więc idę pokazać dzielnicę. Robimy koło przez ul. Pasteura, Stalową, Piecucha na plac zabaw. Po drodze zauważamy K., ale nie chce podejść i ucieka. Nastrój jest melancholijno-depresyjny, a deszcz i zimno, które zaczyna nam dokuczać, to potęguje. Pojawiają się chłopaki, a ich zbieranie się trwa dobre 40 minut. Ten idzie jeszcze do sklepu, a dwóch musi iść z nim. Nagle wracają, a ja myślę: zależy im i się uwinęli…gdzie tam. Zgubili te dwa złote, co mieli i szukają wracając. Na szczęście znaleźli i mogą iść dalej. Ewa zapoznaje się z chłopakami, mówiąc także jak będzie wyglądała dzisiejsza sesja. Jest nas ośmioro, co przy tej psiej pogodzie jest cudem. Chowamy się pod kościółkiem, gdzie jest kawałek dachu i suchej podłogi. Ruszmy w teren, bo Ewa chce, by chłopcy pokazali jej hołdy i dzielnicę. Idziemy przez park na skarpę, gdzie strzelamy fotki, gdy nagle pada pomysł, by pójść na hilwę (boisko). Pięć sekund i już idziemy. K. poszedł po piłkę z obstawą, a my na hilwę. Idąc i patrząc jak szybko Ewa i chłopaki nawiązuję relację, utwierdzam się w swojej decyzji. Kobieta fotograf to był strzał w dziesiątkę! Jeśli ktoś chce organizować warsztaty dla dzieciaków, to Ewę polecam w ciemno. Na boisku Ewa pokazuje, w jaki sposób można robić różne ujęcia w ruchu czy z biodra, kiedy chcemy zostać anonimowi. Jesteśmy, coraz bardziej mokrz,y a temperatura ciągle spada i jest +3ºC. Wraca K. z ekipą i gramy…Ewa także. Tą 10 minutową grą stała się kimś zupełnie innym dla dzieciaków, niż tylko prowadzącą warsztaty. Wiem, że przegięliśmy z tą grą więc kończymy na dziś i umawiamy się na jutro. Wracam z Ewą do auta. Jesteśmy mokrzy, zmarznięci i zmęczeni, ale patrząc w nasze twarze widać błysk zadowolenia i satysfakcji. Zapowiadają się ekstra warsztaty i to już jutro.
Ja się boję tę dwójkę gdzieś wypuszczać razem! Wrócili mokrzy, zmarznięci, ale za to bardzo zadowoleni. Trza było grzać gorącą wodę na moczenie stóp, parzyć imbir z miodem i cytrynką, otulić ciepłym swetrem i dobrze nakarmić.
OdpowiedzUsuńOj, coś czuję, że emocji przy tych warsztatach nam wszystkim nie zabraknie. Czekam z niecierpliwością na kolejne odsłony projektu.
ech, było minęło, ale zawsze można to powtórzyć!
OdpowiedzUsuń