Dziś kolejny raz zmieniły się warunki. Jest zimno, wietrznie i całą aurę szlag trafił. Nie poddajemy się i idziemy na plac zabaw. Okazuje się, że oprócz dwóch chłopaków cała czwórka idzie grać w nogę. Komunikat jest mniej więcej taki: idziemy grać w nogę, nara!!! Więc mówię: Okej, szkoda tylko, że nie zrobimy żadnych zdjęć. 45 sekund i po warsztatach. Został tylko J. i K., z którymi idziemy na granicę Karbia i Bobrka, gdzie jest wiadukt. Po drodze kupujemy wodę do picia. Jest spokojnie, dwóch na dwóch. Robimy zdjęcia i rozmawiamy o fotografii. Szukamy w niezwykły sposób zwykłych rzeczy. Robimy duże koło i wracamy po godzinie do budynku. Jest to jedna z nielicznych jeszcze pamiątek po hucie.
Tam robimy zdjęcia i kręcimy kilka filmików na potrzeby warsztatu. Jest grubo po 11.00 i z piętra widzimy idących chłopaków. Jest zimno i tradycyjnie już zaczyna padać deszcz. Chłopaki decydują się dojść do nas i robimy jeszcze kilka zdjęć. Kilka pięknych kadrów nam ucieka w chaosie i zamieszaniu, jakie się tworzy przez ilość osób. Widzę, że chłopaki nie są zadowoleni z gry na boisku, a na twarzy niektórych, jest żal, że nie zostali od początku, tylko poszli za swoim liderem. Gdy mija czas wspólnych zdjęć, wracamy lekko zakłopotani do auta. Co się stało? Czy chłopacy się obrazili na mnie lub Ewę, albo na nas? Może są źli na starszych chłopaków, że byli na nocnej sesji a oni nie? Pytań jest wiele, a gdybanie w samochodzie wprowadza nas w poczucie winy i pozostaje duży niesmak, którego na pewno bez rozmowy z chłopakami nie usuniemy. Co się stało? No kurcze, co?... może nic?... nie, niemożliwe, myśmy coś zepsuli, tylko co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz