sobota, 19 maja 2012

Po drugiej stronie


Nasza historia jest dość długa i skomplikowana, tak jak historia dzieci z Bobrka. Kasia i ja miałyśmy możliwość założenia swojej grupy. Ucieszył nas ten pomysł i od razu byłyśmy zwarte i gotowe do pracy. Zaczynając swoją karierę w CME dołączyłyśmy do grupy Roberta, więc nie było szukania dzieciaków, tworzenia grupy. Dlatego euforia była tym większa, że zaczniemy tak jak powinno się zaczynać. Bobrek jest dość duży więc wybrałyśmy dzielnicę, w którą z reguły się nie zapuszczamy. Totalna nowość. Początkowo było ok. Chodziłyśmy, chodziłyśmy, wiadomo. Czułyśmy się nie jak na Bobrku. Nie było miejsc, które już dobrze znamy, nikt nas nie witał. Pewnego dnia po kilku wcześniejszych obserwacjach, zaczepiły nas dzieciaki romskie. Od razu skorzystałyśmy z okazji. Zaproponowałyśmy z Kaśką gry, skakanki, gumę do skakania. Był to bardzo pozytywny dzień i pokazał nam jak bardzo te dzieci są spragnione zainteresowania i zwykłej rozmowy. Starsi Romowie również nas zagadywali, ale nie obyło się bez kilku docinków. Naszym priorytetowym celem było stworzenie grupy dziewczynek. Znalazłyśmy potencjalne dzieci. Dziewczynki pochodziły z rodziny romskiej. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy nic o ich kulturze i stylu życia. Za drugim razem na tym podwórku zostałyśmy bardzo niemile potraktowane, wręcz wyrzucone, Kaśka miała gorzej bo została poszarpana (Ja prawie oblana wodą). Strach był duży, nigdy nie czułam zagrożenia tak bardzo jak wtedy. Kolejnego razu poszedł z nami Robert i wtedy też nie było za miło. Niestety mama dziewczynek nie zgodziła się na udział dzieci w projekcie. Po rozmowie stwierdziliśmy, że spróbujemy na naszej zaznajomionej części, ponieważ aby tutaj cos rozpocząć musiałybyśmy być codziennie, co na tę chwilę jest niemożliwe. Pracy jest od groma, ale wiadomo, nie można zrobić wszystkiego. Tutaj praca wymaga nie 100% zaangażowania, ale jeszcze raz tyle. Obiecałyśmy sobie, że wrócimy tam jeszcze ze wzmożoną siłą oraz większą ekipą (jeśli kiedyś taka się znajdzie). Ciężko byłoby pogodzić pracę w jednym i drugim miejscu, trzeba się na coś zdecydować. W tzw. międzyczasie pojechałyśmy na warsztaty o kulturze romskiej do Wrocławia, które miało miejsce w Domu Spotkań im. Angelusa Silesiusa. Bardzo ciekawe zajęcia, które pozwoliły nam inaczej spojrzeć na kulturę romską. Powrót na drugą stronę Bobrka, dodał dodatkowego kopa. Nie musimy rezygnować z bycia z grupą Roberta, która stała się nam bliska i dodatkowo mogłyśmy stworzyć nową. Miałyśmy już dwie dziewczynki biorące udział w projekcie kulinarnym, który odbywał się zimą. Teraz pozostało poszukiwanie pozostałych. Trwało to jakiś czas, ale udało się. Mamy grupę 7 osobową. W minionym tygodniu, gdy ja miałam zajęcia w domu dziecka oraz wyjazd na zjazd OSOSU :D Kaśka miała zajęcia w dzielnicy. Zabrała dziewczyny na kręgle. Wczoraj byłyśmy już wspólnie. Był do długi i skomplikowany dzień. Zaproponowałyśmy jednej z dziewczyn możliwość udziału w projekcie. Więc właściwie wczoraj dobrnęłyśmy do magicznej liczby 7. W zasadzie nie udało nam się przeprowadzić sensownych zajęć, ponieważ dużo się działo. Właściwie nie wiedziałam gdzie mam ręce włożyć. Wyniknął problem z naszymi podopiecznymi, ponieważ dzień wcześniej piły one alkohol i dochodziliśmy z rodzicami, co się stało. W końcu na czymś stanęło, chodź jednej wersji nie ma. Każdy rodzic będzie bronił swojego dziecka, a dziecko będzie bronić siebie no i najlepszych kumpli. W tym czasie dwóch z chłopców pobiło się dość poważnie. Rozdzielałyśmy ich z Kaśką, co nie było łatwe. Utrzymać chłopca większego od siebie to nie lada sztuka Emocje były bardzo silne, czułyśmy jak rozpierała ich energia i nie zamierzają przestać. Na szczęście zbiorowisko gapiów rozeszło się i chłopcy dali spokój. Kolejnym wczorajszym problemem był konflikt w naszej grupie. Ekipa podzieliła się na dwa obozy i nic nie da się zrobić. Chłopcy rozwiązują konflikty siłą i bójką, natomiast dziewczyny cały czas atakują się słownie. Żebyście wiedzieli, że mało kto używa takich słów. Ich wena twórcza w siłowaniu się na słowa nie zna granic. Trzeba pracować nad tym, aby ani raniące słowa ani bójka nie była rozwiązaniem. Myślę, że dojdą do porozumienia, jak będą spędzać razem czas… okaże się w praniu. Jeśli nie, to będzie problem, bo tak pracować jest bardzo ciężko, po prostu się nie da… no ale musimy dać radę, bo jak nie my to kto? Napędzamy dzieci do działania, one nas też, dlatego trwajmy przy nich. Miłego weekendu
Nati

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz