Nasza historia jest dość długa i
skomplikowana, tak jak historia dzieci z Bobrka. Kasia i ja miałyśmy
możliwość założenia swojej grupy. Ucieszył nas ten pomysł i od
razu byłyśmy zwarte i gotowe do pracy. Zaczynając swoją karierę
w CME dołączyłyśmy do
grupy Roberta, więc nie było szukania dzieciaków, tworzenia grupy.
Dlatego euforia była tym większa, że zaczniemy tak jak powinno się
zaczynać. Bobrek jest dość duży więc wybrałyśmy dzielnicę, w
którą z reguły się nie zapuszczamy. Totalna nowość. Początkowo
było ok. Chodziłyśmy, chodziłyśmy, wiadomo. Czułyśmy się nie
jak na Bobrku. Nie było miejsc, które już dobrze znamy, nikt nas
nie witał. Pewnego dnia po kilku wcześniejszych obserwacjach,
zaczepiły nas dzieciaki romskie. Od razu skorzystałyśmy z okazji.
Zaproponowałyśmy z Kaśką gry, skakanki, gumę do skakania. Był
to bardzo pozytywny dzień i pokazał nam jak bardzo te dzieci są
spragnione zainteresowania i zwykłej rozmowy. Starsi Romowie również
nas zagadywali, ale nie obyło się bez kilku docinków. Naszym
priorytetowym celem było stworzenie grupy dziewczynek. Znalazłyśmy
potencjalne dzieci. Dziewczynki pochodziły z rodziny romskiej. Wtedy
jeszcze nie wiedziałyśmy nic o ich kulturze i stylu życia. Za
drugim razem na tym podwórku zostałyśmy bardzo niemile
potraktowane, wręcz wyrzucone, Kaśka miała gorzej bo została
poszarpana (Ja prawie oblana wodą). Strach był duży, nigdy nie
czułam zagrożenia tak bardzo jak wtedy. Kolejnego razu poszedł z
nami Robert i wtedy też nie było za miło. Niestety mama
dziewczynek nie zgodziła się na udział dzieci w projekcie. Po
rozmowie stwierdziliśmy, że spróbujemy na naszej zaznajomionej
części, ponieważ aby tutaj cos rozpocząć musiałybyśmy być
codziennie, co na tę chwilę jest niemożliwe. Pracy jest od groma,
ale wiadomo, nie można zrobić wszystkiego. Tutaj praca wymaga nie
100% zaangażowania, ale jeszcze raz tyle. Obiecałyśmy sobie, że
wrócimy tam jeszcze ze wzmożoną siłą oraz większą ekipą
(jeśli kiedyś taka się znajdzie). Ciężko byłoby pogodzić pracę
w jednym i drugim miejscu, trzeba się na coś zdecydować. W tzw.
międzyczasie pojechałyśmy na warsztaty o kulturze romskiej do
Wrocławia, które miało miejsce w Domu Spotkań im. Angelusa
Silesiusa. Bardzo ciekawe zajęcia, które pozwoliły nam inaczej
spojrzeć na kulturę romską. Powrót na drugą stronę Bobrka,
dodał dodatkowego kopa. Nie musimy rezygnować z bycia z grupą
Roberta, która stała się nam bliska i dodatkowo mogłyśmy
stworzyć nową. Miałyśmy już dwie dziewczynki biorące udział w
projekcie kulinarnym, który odbywał się zimą. Teraz pozostało
poszukiwanie pozostałych. Trwało to jakiś czas, ale udało się.
Mamy grupę 7 osobową. W minionym tygodniu, gdy ja miałam zajęcia
w domu dziecka oraz wyjazd na zjazd OSOSU :D Kaśka miała zajęcia w
dzielnicy. Zabrała dziewczyny na kręgle. Wczoraj byłyśmy już
wspólnie. Był do długi i skomplikowany dzień. Zaproponowałyśmy
jednej z dziewczyn możliwość udziału w projekcie. Więc właściwie
wczoraj dobrnęłyśmy do magicznej liczby 7. W zasadzie nie udało
nam się przeprowadzić sensownych zajęć, ponieważ dużo się
działo. Właściwie nie wiedziałam gdzie mam ręce włożyć.
Wyniknął problem z naszymi podopiecznymi, ponieważ dzień
wcześniej piły one alkohol i dochodziliśmy z rodzicami, co się
stało. W końcu na czymś stanęło, chodź jednej wersji nie ma.
Każdy rodzic będzie bronił swojego dziecka, a dziecko będzie
bronić siebie no i najlepszych kumpli. W tym czasie dwóch z
chłopców pobiło się dość poważnie. Rozdzielałyśmy ich z
Kaśką, co nie było łatwe. Utrzymać chłopca większego od siebie
to nie lada sztuka Emocje
były bardzo silne, czułyśmy jak rozpierała ich energia i nie
zamierzają przestać. Na szczęście zbiorowisko gapiów rozeszło
się i chłopcy dali spokój. Kolejnym wczorajszym problemem był
konflikt w naszej grupie. Ekipa podzieliła się na dwa obozy i nic
nie da się zrobić. Chłopcy rozwiązują konflikty siłą i bójką,
natomiast dziewczyny cały czas atakują się słownie. Żebyście
wiedzieli, że mało kto używa takich słów. Ich wena twórcza w
siłowaniu się na słowa nie zna granic. Trzeba pracować nad tym,
aby ani raniące słowa ani bójka nie była rozwiązaniem. Myślę,
że dojdą do porozumienia, jak będą spędzać razem czas… okaże
się w praniu. Jeśli nie, to będzie problem, bo tak pracować jest
bardzo ciężko, po prostu się nie da… no ale musimy dać radę,
bo jak nie my to kto? Napędzamy dzieci do działania, one nas też,
dlatego trwajmy przy nich. Miłego weekendu
Nati
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz