Nasze działania od wiosny mają charakter sportowy. Za nami MMME w Poznaniu. Udało się nam zebrać ekipę i gotowi do wyzwań sportowych, ruszyliśmy w trasę. Siedmioosobowa drużyna, w której był jeden b. stary senior i sześciu młodych tytanów wszelkich dyscyplin sportowych. Tak nawiasem mówiąc, nie było chyba takiej dyscypliny, na jaką byśmy się nie zgłosili: drużynowo chcieliśmy grać w siatkówkę, siatkówkę plażową, koszykówkę, bowling oraz oczywiście w nogę. Lekkoatletyka? Czemu by nie! Sztafeta 4x400m, bieg na 100m, 800m, 1000m i 3000m. Tenis stołowy, dla nas żaden problem. Jedna rzecz, jaką ominęliśmy, to szachy. Dotarliśmy, po 8h magicznej jazdy po polskich drogach, by się zarejestrować, wrzucić coś na ząb, wysłuchać koncertu N.O.C i iść spać. Pierwszego dnia rządziły dwie dyscypliny: siata i kosz. W siatę dostaliśmy po tyłkach, ale w kosza poszło nam lepiej. Ciężki dzień zakończyliśmy samymi porażkami, ale humor nadal nam pozostał. Drugi dzień był poświęcony na plażówkę, bowling i tenis stołowy. Z przyczyn skomplikowanych udało nam się pograć tylko w plażówkę. Nasz duet walczył dzielnie, lecz przeciwnicy byli lepsi. Wieczorem pojechaliśmy się zresetować. Odwiedziliśmy termy maltańskie, gdzie balowaliśmy 2h i moglibyśmy to robić jeszcze. Za nami dwa dni a tu żadnego medalu. Nadal chłopaki i ja mamy nadzieję. Ostatni dzień mistrzostw to lekkoatletyka i piłka nożna. Jesteśmy nastawieni bojowo. Zaczynamy od lekkoatletyki. Bieg na 100m i skok w dal był jakąś porażką. Mój czas 12,94s o mało nie kosztował mnie życia, a tu jeszcze skoki, sztafeta i pół dnia gry z balę… a się wkopaliśmy! Czujemy po kościach, że nie będzie ławo. Po trzeciej próbie skoków morale są na dnie. Norbert chce zrezygnować z biegu na 800m, Kamil z biegu na 1000m, a bieg na 3000m przeżywa kryzys. Nie wiem, co robić, gdy nagle słyszę z głośników: Norbert W. proszony na start! Ten głos jakby zza siedmiu mórz, wlał w serce, ciało nowe siły. Strach i lęk przed porażką zniknął. Nasz zawodnik już jest na starcie i będzie biegł. Doping i fala euforii udziela się wszystkim. Słychać strzał i poszli… po dwóch jakże szybkich okrążeniach mamy pierwszy brązowy medal!!! Teraz nikt nie myśli o rezygnacji, duch walki jest w nas na dobre. Nie mija minuta a Kamil stoi w połowie bieżni, gotowy by zmierzyć się z każdym metrem dystansu jednego kilometra. Jest ich kilkunastu, strzał i przez chmurę dymu biegnie nasz zawodnik. Tępo i lekkość, z jaką biegnie przykuwa nasz wzrok. Pierwsze koło to pikuś, teraz trzeba dobiec do końca. Widzę, że Kamil słabnie. Jest drugi na ostatnich 300m. Biegnę w jego kierunku by swym krzykiem zapewnić go, że dobiegnie i będzie miał medal. Ostanie 100m biegniemy on po bieżni a ja po murawie. Zawodnik z trzeciej pozycji, próbuje atakować, ale Kamil zmienia krok i broni swojej pozycji. On padnięty i zmęczony, ja wrzeszczący i w szoku, że jednak dobiegł i ma srebro. Dobiegamy razem na metę i już wiemy na pewno: Mamy drugi medal!!! Trybuny szaleją, a uczucie zwycięstwa jest w nas. Drugi Kamil będzie biegł także na 3000m. Siedem i pół okrążenia to nie byle co. Daję mu radę, by trzymał się ks. Marcina, którego już zna z letniego obozu i wie, że jest dobrym biegaczem. Mówię: biegnij z nim a dobiegniesz, uważaj na niego, bo ma na pewno jakąś taktykę! Strzał przeszywa powietrze i po 100m wiemy, że zawodnik zza Odry, biegnie po złoto, a reszta będzie walczyć o 2 i 3 miejsca. Pierwsze okrążenie Kamil biegnie razem z ks. Marcinem. W drugim okrążeniu pokazuje, że ma inną taktykę i zaczyna przyśpieszać. Biegnie szybko, równo aż zapiera dech w piersiach. Szóste okrążenie, dubluje kilku zawodników w tym ks. Marcina!! Jest trzeci na 2700m i już nikt nie zabierze mu trzeciego miejsca i brązowego medalu. Jestem w szoku. Tak jak kilka innych osób. Kamil jest padnięty. Organizujemy mu masaż nóg (dzięki Tina, bez Ciebie nie dałby rady zagrać), bo za 30 minut gramy w piłkę. Jeszcze sztafeta. Ja biegnę pierwszy, potem Denis, Norbert i Kamil. Pierwsze okrążenie pozycja 4, a ja już na pewno nie dam się na takie bieganie namówić. Drugie okrążenie, pozycja 4, trzecie okrążenie pozycja 3, a czwarty zawodnik wbiega na linię mety jako trzeci. Tak mamy drużynowy medal brązowy!!! Wow. Szybka narada i jazda. W naszej grupie mamy Niemców, Dzięgielów i gospodarzy imprezy oraz jednego z faworytów Diecezję pomorsko-wielkopolską. Pierwszy mecz 2:0 dla nas i Niemiecka drużyna przegrywa. Piękny mecz i akcje. Drugi mecz zrobiliśmy zmianę na bramce (Ja) i dostaliśmy 0:2 dla Dzięgielowa. Dobrze grali i wygrali. Ostatni mecz w grupie z gospodarzami. Jeśli wygramy i strzelimy dwie bramki, gramy dalej. Mecz jest ostry i pada pierwszy gol…dla nas!!! Trybuny szaleją, słychać krzyk i wrzask, a dźwięk który dochodzi do nas to: Bytom górą!!! Teraz uważać na obronie i korzystać z każdej akcji. Dwie minuty przed bramką pada drugi gol. Wynikiem 1:1 kończymy nasze mistrzostwa i wracamy do domu. Aha, wręczenie medali, sztamka z Organizatorami (ks. Wojtek i Kasia są WIELCY!!!) i wracamy. O 21.00, stojąc na Bobrku, gdzie lekki wiaterek owiewa nas, mamy cudowne wspomnienia i garść medali.