wtorek, 28 lutego 2012

Poziom -170

Ostatnią sobotę lutego sześcioosobowa grupa młodzieży z Bobrka spędziła inaczej niż zwykle. Nie było imprezy (no chyba, bo nazajutrz mecz) za to niecodzienna wycieczka do Zabrza, gdzie zwiedziliśmy zabytkową kopalnię węgla kamiennego „Guido”. Pogoda nam sprzyjała, w końcu wyjrzało słońce, co zawsze jest miłym akcentem – przynajmniej dla mnie. Jednak my nie cieszyliśmy się nim długo, bo już wkrótce miały ogarnąć nas (egipskie?) ciemności.

Po kilkunastominutowym spacerze, który dzielił kopalnię od przystanku tramwajowego, dotarliśmy do celu! Na miejscu otrzymaliśmy piękne kolorowe kaski i Pana Przewodnika, niestety trochę podenerwowanego – co wkrótce odczuliśmy. Podzieleni na dwie grupy zostaliśmy „zapakowani” do windy (która oczywiście windą się nie nazywa, w ulotce wyczytałam coś o klatce szybowej) po czym zjechaliśmy na poziom -170.

Oj, ta pierwsza godzina zwiedzania to jak za karę. Pan I. K. (przewodnik) opowiadał nam o kopalni w swym abstrakcyjnie-gwarowo-metaforycznym języku zadając przy tym mnóstwo pytań (równie abstrakcyjnych lub ściśle naukowych) po czym zdumiony naszą niewiedzą i ciągle zły - odpowiadał, że w takim razie się nie dowiemy =) Przy tak apodyktycznym „nauczycielu” śmiać się nam nie wolno było (za to teraz mi się chce), więc chichraliśmy się gdzieś po kątach. Ale po pierwszej godzinie na symbolicznym dla nas poziomie -170 napięcie zeszło z Pana Przewodnika i zrobiło się całkiem miło. Zamiast trudnych pytań – bo język abstrakcyjny pozostał – pojawiły się wspomnienia z lat spędzonych pod ziemią. A więc poziom -320 był już dla nas zdecydowanie przyjemniejszy (pomijając te seksistowskie hasełka).

W kopalni mogliśmy zobaczyć konie (wypchane), wielkie maszyny górnicze, narzędzia, którymi górnicy pracowali w ubiegłych wiekach i oczywiście wyrobiska. Ale chyba wszyscy się ze mną zgodzą, jeśli napiszę, że największą atrakcją był dla nas Pan Przewodnik – z początku taki, że aż strach się bać, później gość rzucający hasłami w stylu: „w barach szeroki, w d… wąski, to jest prawdziwy synek śląski” =)

Zwiedzanie kopalni zajęło nam ponad dwie godziny, więc zmęczeni (fizycznie i psychicznie) i głodni udaliśmy się do pobliskiej pizzerii, gdzie czekała na nas duża pizza, znaczy naprawdę duża pizza. Jakiś czas później najedzeni i trochę „odpocznieni” wracaliśmy na Bobrek wciąż wspominając Pana I.K. =)

Kacha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz