My postanowiliśmy się znaleźć w górach (bo gdzie spędzać zimę, jak nie właśnie tam), dlatego w drugi poniedziałek zimowych wakacji, o trochę szkolnej ósmej godzinie, wyruszyliśmy z Bobrka na południe – w moje rejony.
W końcu szczęśliwa siódemka zmierzała w Beskidy.
I tak dotarliśmy do Bielska – Białej, gdzie na poczekaniu stworzyliśmy nową zabawę w podróży: liczenie „elek”. A jako, że w Bielsku jest ośrodek egzaminowania kierowców, mieliśmy co liczyć - o ile dobrze pamiętam wyszło nam coś ok. 30 na krótkim odcinku pod Szyndzielnię. Ale, że wiadomo, iż naokoło zawsze bliżej, to najpierw sprawdziliśmy kino i wybraliśmy film, na który zamierzaliśmy przyjechać za 3 godziny =) jesteście ciekawi? No, to jeszcze chwila (tzn. trzy godziny =))
No, dobra, już piszę – demokratyczną decyzją, a więc większością głosów zwyciężył „Kot w butach 3D”. Skryci za okularami (ja za podwójnymi), z garściami popcornu, wszyscy wpatrywaliśmy się w duży ekran z wielkim zainteresowaniem – przez cały film! Choć jak skwitowali chłopacy, najlepsza była reklama, kiedy to piłka o mało co, nie wyskoczyła z ekranu, po czym ktoś zareagował: „Ej, to ja nie patrzę, nie.” =)
W czasie jazdy do naszej kolejnej poniedziałkowej atrakcji, Tina z Madzią doszły do wniosku, że „prąd prądzi w d...” i wszyscy mieliśmy z tego niezły ubaw. Potem basen. Na basenie największą furorę zrobiła zjeżdżalnia. Dzieciaki (i my) biegały „tam a sam”, niekiedy wraz z ratownikiem - „On nie będzie patrzył, a my tak cicho zjedziemy” =) Były też skoki do wody i jacuzzi z cudownie ciepłą wodą =). A żeby nie było tak pięknie, to zamknęłyśmy w szafce, zegarek z czipem, który ją otwierał. Kobiety =)
Potem na chwilę wpadliśmy do mnie, i w końcu kolacja w Dzięgielowie. Przyjechaliśmy w zasadzie na gotowe, tylko nakryć. Spokojnie zjedliśmy przy akompaniamencie pianina (ktoś tam coś „pinkolił” =)), pogadaliśmy i ruszyliśmy do pokojów. Przed snem była jeszcze porcja gier, wychodziło nam to różnie i paradoksalnie to chyba najmniej oszukiwania było w kartach =)
A potem dłuuuga noc pogaduszek dziewczyn. No, nie taka długa, ale generalnie spokojna.
I to był poniedziałek =)
Macie jeszcze siłę czytać? =)
W ustrońskim Leśnym Parku Niespodzianek obejrzeliśmy pokaz orłów i sokołów, a następnie karmiliśmy sarny, świnie, konie i inne takie =) Nie ma co, jadły nam z ręki. Skoro one jadły, to my też trochę zgłodnieliśmy, więc wróciliśmy do Dziegielowa na obiad.
Po obiadku przyszedł czas relaksu. A żeby przywieźć do domu jakąś pamiątkę, postanowiliśmy zrobić samodzielnie bransoletki. I dziewczyny, i chłopacy pletli nawet
Następnie wyruszyliśmy w kolejną podróż do pobliskiego Cieszyna, gdzie weszliśmy na Wzgórze Zamkowe – oj tu było narzekania, że kolejna góra =) choć w zasadzie było to tylko podejście. Policzyliśmy schody w Wieży Piastowskiej (121?), po czym udaliśmy się do herbaciarni, ogrzać się przy niecodziennych smakach herbaty. Dzieci zamówiły gorącą czekoladę, ja z Robertem wypróbowaliśmy zieloną herbatę z jaśminem, po czym dość szybko nastąpiła wymiana =) Dla mnie czekolada była pyszna (ale ja mogę być nieobiektywna,
W Cieszynie poszliśmy także na lodowisko, odkryć nasze talenty łyżwiarskie =) trochę się spóźniliśmy, ale i tak fajnie było się poślizgać. Madzia będąc na łyżwach drugi raz, radziła sobie doskonale a chłopcy i Tina śmigali jak zawodowcy.
Pod koniec dnia zrobiliśmy zakupy, by wieczorem urządzić sobie zimowe ognisko (och, jak ja lubię te wszystkie źródła ciepła =)). Z małymi oporami, udało nam się wszystkim zejść przy ogniu, usmażyć kiełbaskę i wrócić do budynku, by zjeść to, co każdy sobie upolował, tzn. usmażył.
We wtorkowy wieczór gier odwiedził nas gość – Sebek przyniósł jungle speed'a i ograł nas wszystkich =) Ale za to, że się pojawił, podzieliliśmy się z nim sałatką owocową, którą przygotowali chłopcy. Była pyszna i wszyscy „wcinali, aż im się uszy trzęsły”.
Potem był mały incydent.
Tę noc przegadali chłopcy, a dziewczyny grzecznie poszły spać około północy.
No i środa.
No i czas było wracać. Zatrzymaliśmy się jeszcze na wypasiony obiad – tu dominowały kurczaki z frytkami, choć byli i tacy, co się wyłamali z tego schematu. Ostatnie zapamiętane przeze mnie hasełko: „Chłopaki z jedzeniem mają pierwszeństwo, podobno?” =)
To był naprawdę fajny czas, myślę, że dla nas wszystkich. Zwiedziliśmy sporo, dużo się bawiliśmy, poznawaliśmy się nawzajem, zintegrowaliśmy. Dzieci miały okazję wyrwać się z dzielnicy a ja uciec na chwilę od egzaminów =) Och, przydałyby się ferie...
Kacha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz