Najpierw udałem się saniami po 240 czekolad, które otrzymaliśmy od skoczowskiej fabryki czekolady INDA. Słodkości załatwiła Kasia, która jest bliżej Św. Mikołaja, niż ja. Z Finlandii jest na pewno bliżej. Wrzucam na warsztat jeszcze karton słodkich rozmaitości i zaczynam pakować paczuszki. Po godzinie mam ich ponad 40szt. Do worka wrzucam jeszcze słodycze i idę zaprząc renifery. Przez chwilę pada nawet śnieg, więc sanie będą mogły sunąć na Bobrek. Gdy docieram zmarznięty na ul. Stalową (sanie mam w wersji kabrio) to wszędzie pusto. Dopiero przed placem zabaw spotykam pierwszych chłopaków. Poprawiam swą czerwoną czapkę i zabieram się za rozdawanie prezentów. Najpierw na podwórkach i ulicach, a potem odwiedzam poznane już rodziny. Mikołaj nie ma czasu zatrzymać się na kawę czy herbatę. Wiele dzieci czeka dziś na prezent. A są takie, które nic dziś jeszcze nie dostały i pewnie nie dostaną. Czym worek lżejszy tym moje serce cięższe, a myśli zagmatwane. Chodząc w ten mikołajkowy wieczór, można jednym gestem, tą głupia czekoladą czy garścią cukierków namalować najpiękniejszy uśmiech na twarzy każdego dziecka. Gdy wsiadam do samochodu uradowany wiem, że nie dotarłem do wszystkich, których chciałem. Dziś rozdawałem to, co otrzymaliśmy od innych a widziałem, że Ci, co otrzymali podarunki, dzielili się z innymi. I oto w tym chodzi. Tylko o to.
Robert Cieślar
Też byłam w Oplu, robi wrażenie :).
OdpowiedzUsuńA po tym jak dowiedziałam się ile zarabiają to nawet miałam ochotę zmienić fach i zająć się montowaniem wycieraczek.
Chłopcy na pewno będą zachwyceni.
Pozdrawiam
kwm
Miało być do posta Moniki "Gdybym była bogata"
OdpowiedzUsuń