poniedziałek, 21 lutego 2011

Pańdziolina

            13.19 jestem w 183. Minus 6oC daje w kość. Stare, żółte VOLVO z mruczącym dieslem, tocząc się, pokonuje ponure ulice. Przejeżdżamy przez Karb, gdzie na kopalni, na przystanku, wysiada kolejna zmiana. Wysiadam na Bobrek Ratusz i od razu zauważam K. On dokładnie wie, kiedy mogę przyjechać i dość często czeka na mnie. On jedyny. Udaje, że mnie nie widzi i idzie w stronę nocnego. Nie wiedząc o tym, że idę za nim zawraca i się witamy. Dziś nasze wyjście na ściankę, ale póki co, skrzypiący śnieg i smagający mróz jest naszym i wszystkich idących kompanem. Idziemy na miejsce spotkań, gdzie jeszcze nie ma nikogo. Idziemy po każdego wg kolejności, kto bliżej. Dziś idą tylko starsi, a młodsi jutro. K. wyjdzie, tylko doje obiad a J. musi odnieść rower.  Decydujemy się nie czekać, tylko idziemy na chwilę się ogrzać, czytaj na bilard. Gdy po kwadransie wracamy, to okazuje się, że nie ma nikogo. Idziemy na Hilwe a tam jest część młodszej grupy z K. Grają w pańdziolinę (jeden stoi na bramce, a inni strzelają gole z akcji, ale tylko z powietrza, jakoś tak), gramy chwilę, by się rozgrzać i wracamy na przystanek, skąd banką dojeżdżamy pod halę na skarpie. Gdy dochodzimy pod drzwi wejściowe, okazuje się, że S. i W. też tu są i na nas czekają. Całą szóstką idziemy do kasy. Chłopaki czekają na trybunach, bo właśnie trenują dziewczyny w siatkę i jak to chłopaki, chcą się na nie popatrzeć. Ja idę kupić wejściówki, 16,00zł od 16.00 do 22.00. Szkoda, że nie mam współpracownika, bo po szychcie, by my se tu przyszli połazić. A tak pierona, moga se jeno westchnąć. Okazuje się, że jednak na zgodę rodziców, którą przygotowałem, nie wejdziemy, musi być specjalna zgoda z ośrodka. Pytam się ładnie o zniżki i jest możliwość korzystać w innych porach i to o wiele taniej. Wracam do chłopków, którzy jeszcze się nie napatrzyli i mówię jak jest. Reakcja poprawna i przewidywalna. Jutro mam spotkanie z kierownikiem hali i będę wiedział więcej o zniżkach i możliwościach. Rozdaję również zgody i wracamy, ale…przez cztery lokale, by w tym ostatnim zjeść pizzę i wrócić do domu. Z Bobrka nie mam teraz autobusu i wracam do Centrum. Wsiadam do 850, która jeździ przez Miechowice. Chce być szybciej w domu niż 623, bo on jest przyśpieszony. Na rozjeździe okazuje się, że już nie jedzie przez Miechowice, tylko bezpośrednio do Gliwic. Moja zimowa przygoda z dreszczykiem zimna trwała jeszcze 45 minut, by o 19.30 dotrzeć do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz