środa, 10 listopada 2010

8 listopada 2010r.

             Jest zimno, mokro i obleśnie. Cały Bobrek jest we mgle, a aura tajemniczej nudy wyziera z każdego miejsca. Idę ulicą i spotykam B., zdaje mi relację z wczorajszego meczu. Było ślisko i grając na Hilwie miał niezły ubaw. Dziś też by pograł. Siąpi, a z pobliskiej kopalni widać słup ognia, który całym swym blaskiem przebija się przez wszechogarniającą mgłę. Na rogu ul. Stalowej spotykam K. Obaj chłopcy mają ochotę w coś zagrać. Udajemy się do jednej z kamienic i obok WC przy oknie na półpiętrze rozkładamy grę. Kątem oka widzę skradającego się K. Chce nas wystraszyć, ale udaje mu się tylko wystraszyć B., bo K. jest tak ruchliwy, że nie ma możliwości go zaskoczyć. Warunki są tu trudne, K. proponuje byśmy poszli do kościółka, czyli kaplicy ewangelickiej, która stoi pomiędzy rzędami familoków. Tam jest daszek i można się schronić oraz spokojnie rozegrać grę. Gdy jesteśmy już na miejscu, okno od drzwi wejściowych jest rozwalone i można spokojnie je otworzyć. Chłopaki jednak się nie decydują wejść do środka. Gramy w CYTADELĘ po dwie postacie, by była większa interakcja między nami. Jako pierwszy osiem dzielnic ma K. ale na punkty wygrywa B. Decydujemy się pójść do sklepu. K. idzie do domu i już nie może więcej wyjść. B. przypomniał sobie, że miał zajść komuś po coś i zapomniał to odnieść. Idzie w końcu po godzinie. Matka K. woła go do siebie. Wraca i razem w trójkę idziemy do Biedronki. Po drodze rozmawiamy o projekcie kolędnicy. Jest to moja propozycja na to by zarobić kasę na wyjazd w góry. Chłopcy chodziliby i śpiewając kolędy zbieraliby wolne datki. Jakąś część przeznaczylibyśmy na wyjazd a cześć byłaby dla nich. Chłopaki są zainteresowani i gotowi się zaangażować. Obiecuję, że przygotuję projekt i będę szukał dodatkowych pieniędzy na nasze działania. Po drodze dołącza do nas S. Każdy kupuje to na co ma ochotę, soki, bułeczki i jedną czekoladę, której i tak nie zdążyliśmy zjeść. Idziemy na bilard, gramy dwie gry kontynuując wątek kolęd. Jest po 17.00 gdy kończymy grę, umawiam się na środę i idę na autobus. S. czeka ze mną na przystanku i jest to fajna okazje porozmawiać jeden na jeden. Po 18.00 jestem w domu z ogromnym bólem głowy i z nadzieją, że ten projekt może się udać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz