piątek, 5 listopada 2010

5 listopada 2010r.


            Dziś zaplanowana wycieczka więc gotowy i w kąpielówkach na sobie udałem się do mojej  świeżo wypucowanej bryki, z szybką- nówką( miałem  włamanie 23/10) i odpalam…a tu niespodzianka. Ryk na pół Miechowic! Myślę, gdzie mój tłumik? Czyżbym się urwał na garbie, który powstał ze szkód górniczych? Nie, życie nie jest proste, lubi dać w mordę i to dwa razy. Dziś zniknął mi katalizator…wiem trudno w to uwierzyć, ale sam widziałem miejsce gdzie ów był zazwyczaj a jest puste. Dynda tylko równiusieńko obcięta rura. Jest przed 13.00 a za 30 minut mam być na Bobrku. Już wiem, że nie pojedziemy, gdyż mamy zbyt mało czasu, by przeorganizować wyjazd. Udaję się na 183 i za parę minut, pięknym, nowiuśkim taborem, posiadającym wszystkie niezbędne części udaję się na miejsce zbiórki. Chłopaki już są w komplecie. Mówię, jaka jest sytuacja i wyjazd odwołany. Energia i emocje lepsze niż na wczorajszym meczu Lecha. Po 15 minutach, dochodzimy do wspólnego zdania i przenosimy wyjazd na jutro. Mówię o swoich obawach i tego, że boję się jechać w nieznane. Oni, że bardzo chcieli jechać i są mocno zawiedzeni a także rozczarowani. Ja mam w sobotę więcej czasu i możemy spokojnie dojechać sobie autobusem. Dochodzi do nas reszta i prawie pełnym składem idziemy na boisko. Dwóch idzie na zakupy a ja z resztą na „Hilwe”. Rozmawiamy o wczorajszym meczu i emocjach z nim związanymi. Jest nas dziś dużo więcej, bo od 15.00 zajęcia na boisku ma Fundacja Dom Nadziei. Dwóch chłopaczków z tej grupy dochodzi do nas. Jest duże zamieszanie i swobodna wymiana myśli. Nikt nikogo nie cenzuruje. Mecz nie należy do udanych. Przed 16.00 decydujemy się zmienić rozrywkę i pójść do Parku, by zagrać w Policjantów i Złodziei. Gdy grupa złodziei się chowa,  policja liczy i bez zgody oraz wiedzy reszty zjada wspólną czekoladę, którą mieli na przechowanie. Mają teraz dużo energii i łatwo nas znajdują i wyłapują. Tylko ja widzę jakiś problem w tym, co zrobili, reszta mojej złodziejskiej grupy nie. Dziś słyszę, bym lepiej się zamknął, bo nic nie wiem i się nie muszę wtrącać. Po 15 minutach kłócenia się, kto dał pomysł by zjeść, kto ile zjadł kostek, zaczynam się śmiać. Przecież nie chodzi mi o czekoladę, mówię, ale o to, że oszukujemy się nawzajem i nadal sobie nie ufamy. Bez gniewu i oburzenia reszty pozbawionych możliwości konsumpcji czekolady, zostałem sam. Temat umarł. Jest przed 17.00 i pora kończyć, gdyż jest coraz ciemniej. Mam kolejny orzech do zgryzienia i chcę przeanalizować ich potrzeby i oczekiwania odnośnie naszych spotkań, bo tu jest najwięcej napięć, ale zacząć chcę od siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz