środa, 24 listopada 2010

24 listopada 2010r.

Śnieg…jak dobrze, że zaczął padać!! Czekałem na to całą jesień!! Jak to śpiewa Jaromir Nohawica: …To mokré bílé svinstvo padá mi za límec už čtvrtý měsíc v jednym kuse furt prosinec Večer to odhážu namažu záda a ráno se vzbudím a zas kurva padá… Nie ma nic gorszego jak mokry śnieg  na ulicach, podwórkach i co gorsze w miejscu pracy. Udałem się do pierwszej Szkoły nr 3. Po kilku minutach pojawił się pan dyrektor i zaczęliśmy rozmowę. Okazało się, że Bobrek to miejsce gdzie wszyscy biją się o halę i jedyny wolny termin to od 19.00!!
W poniedziałek i czwartek karate, a we wtorek i piątek ćwiczą dwie drużyny piłkarskie. Środa też zajęta, przez młodzież z Domu Nadziei. Jedyny wolny termin, to sobota, ale wtedy gralibyśmy z nauczycielami, więc jak przypuszczam chłopaki tego nie zaakceptują. Opisuję, co robię i na czym moja praca polega. Wyrażam naszą gotowość do współpracy i udziału w różnych zawodach, akcjach czy spotkaniach. Słucham z uwagą o problemach z uczniami i zostawiam moją wizytówkę. Idę do szesnastki, szkoły podstawowej, lecz pani dyrektor nie ma. Umawiam się na jutro na 9.15. Różnica między tymi dwoma obiektami jest ogromna, jeden jest darmowy, bo ze środków unijnych a za ten musielibyśmy zapłacić. Poczekam do jutra i zobaczę, co da się załatwić. Zaś to mokre białe świństwo zaczyna intensywniej padać. Jestem na placu zabaw, gdzie spotykam pierwszą niepowtarzalną śnieżynkę B. Nie zniechęcony aurą, ma piłkę. Rozmawiamy chwilę o wczorajszej dyskotece, na której był. Nikt więcej nie przychodzi, ale ja już wiem, że dojdą wszyscy na Hilwę. Jesteśmy we dwóch i gramy w olimpiadę. Nie mija kilka minut i są kolejne dwa a nawet cztery płatki śniegu. Śnieg jest nieproszonym gościem na boisku. Nie gra, ale równocześnie bierze czynny udział i jako niezrzeszony zawodnik, gra przeciwko każdemu z nas w swej mokrej i zimnej jak lód naturze. Sypie coraz mocniej, aż przez chwilę tworzy biały dywan, po którym my próbujemy biegać, grając i ślizgając się równocześnie. Pierwszy mecz kończy się kłótnią. Bijatyka wisi w powietrzu, a atmosfera gęstnieje. Jednak nie ma walki. Sprawa kończy się na wyzwiskach i wykopaniu piłki w pobliskie krzaki. Dochodzą kolejne śnieżynki i już w kompletnym składzie gramy nową szpilę. Robię zamieszanie i przy podziale na drużyny wprowadzam zamiast nr., litery alfabetu. Patrzą na mnie znów dziwnie, ale chcieli bym rozdzielił, to moja sprawa, jaką metodę wybiorę! Stawiam na swoje. Kończymy grę przed 17.00. Ja jestem zmęczony i mokry. Mam nadzieję, że uda się choć raz w tygodniu  być w jakimś suchym i ciepłym miejscu. Jest ponad 2 stopnie C. a ja chcę tylko do domu, pod ciepły prysznic i do michy bigosu! Uważam, że 4h w takich warunkach to dobry wynik.

1 komentarz:

  1. Gratulacje. Ja nie mogę się zmobilizować do wyjścia z psem na 20 minut ... :)

    ad.

    OdpowiedzUsuń