Pogoda pod budą, ale ubieram swą niezniszczalną kurtkę, której tak mocno nie lubi moja żona, a która służyła mi dzielnie w różnych warunkach np., kiedy robiliśmy pedagogikę ulicy po łowicku. Byliśmy tam prawie pięć lat i zrealizowaliśmy dwa projekty, Granie kontra rozrabianie i Czysty zysk. Od marca robimy to samo, tylko po bytomsku. Jest mżawka, intuicyjnie przypuszczam, że będzie to zimny i mokry czas, który prawdopodobnie spędzę sam ze sobą. Obym się mylił. Wsiadam w linię 183 i budzę się na Bobrku. Jest 14-ta z minutami. Nie jest źle, nadal jest mi ciepło. Robię swój mały obchód i spotykam „Króliczka”. Dziś spędza swój czas w gronie małych dzieciaków. Każdy kiedyś chce być dla kogoś szefem. Idę dalej i spotykam „Żyrafę” i „Strusia”. Rozmawiamy z sobą, jak to często robią spotykające się zwierzęta. Po kilkunastu minutach, spotykamy już razem resztę naszego podwórkowego ZOO, „Nosorożca” i „Lamę”. Krótka rozmowa i postanowione, idziemy rozegrać meczyka, tylko okazuje się, że nie mamy piłki. Warunki wg grupy są idealne: po pierwsze pogoda jest do bani, a to oznacza wolne boisko, po drugie jest chłodno i można fajnie pograć, po trzecie wczoraj(w niedzielę) grali i było super. Mnie nie trzeba namawiać i umawiamy się na boisku. Kilku idzie po piłkę i właściciela tejże, a inni po Uno, które im ostatnio pożyczyłem. Na boisku jest już kilka młodszych osób, reszta dochodzi w kilka minut. Gramy zaciętego mecza, który kończy się dogrywką na karne. Dochodzi „Jeż”, który jest obserwatorem. Jako niegrający idzie do sklepu po napój i batony na podniesienie energii. Miał iść sam, lecz połowa do niego doszła. Gramy w krótkie akcje. Wyobraźcie sobie mnie w roli bramkarza. Krótka przerwa i ku mojemu zdziwieniu, gramy dalej. Po 2 minutach, część odchodzi i zostajemy w 6 osób. Czuję się jak frajer, który kupił, dał, liczył na mecza a tu taki numer. Ale ich wybór, odeszli przed końcem i ich strata. Jest 16.30 a my gramy dalej. Sił starcza nam do 18-tej z minutami. Umawiam się z resztą na środę, gdyż jutro jadę na interwizję. Ustalamy, że w piątek jedziemy do Aquaparku w pięć osób. Ci, którzy odeszli, pojadą później. Jedno jest pewne: będziemy ze sobą otwarcie w środę rozmawiać i powiem im jak się czuję. Drugie też jest dla mnie pewne: wiedzą, kto to jest frajer i że ja nim nie będę. To jest moja granica i chcę im o tym powiedzieć, szkoda, że z dwudniowym opóźnieniem. Lepiej później niż wcale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz