19 kwietnia 2010r.
Kolejny poniedziałek. Ostatni dzień zwolnienia lekarskiego. Od tygodnia jestem chory. Dopiero w czwartek rano dowlokłem się do lekarza. Myślałem, że może mi przejdzie, aż o mało, co nie wyplułem w nocy płuc i uznałem, że ta moja forma leczenia nie skutkuje. Jak trudno mi jest prosić o pomoc w takiej zwykłej sytuacji jak choroba? U lekarza byłem 15 minut- licząc z czekaniem i sprawa się wyjaśniła- jestem jednak chory. Mogłem pójść wcześniej i byłoby po sprawie. A tak. Ten tydzień będzie ciekawy, pomyślałem sobie dziś rano. Jutro mam przecież egzamin wewnętrzny z prawka i chciałbym się pouczyć, wtorek Bobrek i tam czkające wyzwania a w czwartek jadę na trzy dni do Berlina na konferencję z moim szefem. Moje myśli przerwała wiadomość, którą o 7.55 dostał moja żona SMS-a od znajomego- ks. bp Mieczysław Cieślar, zwierzchnik diecezji warszawskiej nie żyje. Z Internetu dowiedziałem się, że zginął w wypadku samochodowym, chyba w drodze do domu. Kolejna tragedia dla pogrążonego już w smutku Kościoła Luterańskiego w Polsce. Z śp. ks. bp. Cieślarem miałem zajęcia w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Pracowaliśmy też wraz z żoną w jego diecezji, przez ponad cztery lata. Ostatnia nasza rozmowa miała miejsce w murach Akademii na ul. Miodowej. Na zajęciach okazało się, że jestem sam i ks. bp jako wykładowca. Po zajęciach, zapytał mnie, co tam u nas. Gdzie jesteśmy, co robimy? Rozmawialiśmy o naszej (z żoną) decyzji i przeprowadzce na Śląsk. Życzył mi i mojej rodzinie sił do działania w służbie na rzecz bliźnich i Bożego błogosławieństwa. Rozmowa była spokojna, partnerska. Dawno z taką swobodą nie rozmawiałem z osobą pełniącą ważne stanowisko w kościele czy na uczelni. Podziękowałem i nawet mi przez myśl nie przeszło, że się już nigdy nie spotkamy. Dziś rano, moja żona prosiła mnie o jedno- bym jeździł bezpiecznej i wolniej. Obiecałem to jej i córce. Śmierć nie wybiera i nie wiadomo, na kogo, kiedy i gdzie czeka. A jedno jest pewne, że czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz