
Znajduję tory kolejowe. Jedna z ich stron jest czarna. Widać resztki węgla. Kto go tu wysypał? Kto go zebrał? Kiedy to było? Czy to ma mnie interesować? Ktoś w oddali ciągnie biały worek. Wygląda na ciężki. Czarne złoto ciągnie się aż za zakręt. Znajduję „plac zabaw”.
Słyszę stukanie. Ktoś klnie. Widzę ich. Słyszę ich. Znalazłem ich. Cieszą się. Jak małe dzieci, …bo mają pracę. Słyszę: Ty Kamil, nie musisz mi już szukać roboty. Mam co robić i długo będę miał. I tak stukają, śmieją się, przeklinają i wykonują swoją pracę. Wyglądają na szczęśliwych. Daleko od bawiących się dzieci i plotkujących ludzi przed domami. Od szkoły, Policji i całego tego kramu. Jest jeszcze pewnie inny powód, dla mnie chyba najważniejszy- są daleko od swoich własnych domów. Robi się późno, a okolica nie jest malownicza. Słyszę hasło: wracamy, bo nam banka ucieknie! Każda z nas wraca inną drogą. Chce się z nimi spotkać w tramwaju oraz zobaczyć gdzie mieszkają. W pierwszym ich nie ma. Drugi nie ten, co trzeba. Czekam. Ruch w sklepie całodobowym się wzmaga. Koło mnie siada dwóch panów. VIPów. Mają puszki z napojem marki VIP. Jeden z nich zaczyna rozmowę. Mówię: nie palę. A On: Moje życie pewnie krótkie będzie, ale oddałbym połowę teraz by zakurzyć. Tak mi się jarać chce. Czekam dobrych kilkanaście minut. Chłopaków nie ma. Nasze drogi dziś już się nie spotkały. Ciekawe, co się stało? Gdzie poszli? Dziś już tego się nie dowiem, ale może za kilka dni?


