środa, 31 sierpnia 2011

Bobrek przed sądem

            Jadę na Bobrek drugi raz. Byłem już tutaj o 10.00 na premierze przedstawienia „Mucha przed sądem”, które przygotowały dzieci na warsztatach teatralnych w czasie wakacji. Sztuka obracała się wokół tematyki ekologicznej, gdzie tytułowa mucha była oskarżona i pomówiona za to, że jest muchą, żyje i zachowuje się zgodnie z naturą muchy. Przedstawienie odebrałem także symbolicznie. Mucha- mieszkaniec Bobrka, oskarżany przez społeczeństwo, że próbuje żyć i mieszkać w syfie jaki dookoła funduje mu mp.: lokalny biznes. Utylizacja śmieci, podobno legalna, ale jakże śmierdząca i degradująca środowisko. No ale mucha się nie postawi, to tylko insekt, który nie jest nikomu potrzebny. Śmierdzący amoniak? Tylko na bobrkowskich hałdach. Niech organy mające moc kontrolną, pobiorą próbki i sprawdzą, czy odpady i śmieci, które były przywożone, są zgodne z koncesją i pozwoleniem. Wydaje mi się, że nie. Obym się mylił i nie miał racji. Pytam, jak to jest możliwe? Cisną się mocne słowa na język, a słowo ma moc zamienić ten ugór w urodzajną ziemię. Już czas powiedzieć DOŚĆ! Nie jestem pierwszy, który o tym mówi i pisze. Dołączam do grupy lokalnych aktywistów i patriotów, bo ważny jest człowiek i jego otoczenie. Wracam popołudniu na zajęcia w terenie i mam dwa zadania do zrealizowania: zaproponować czwórce młodzieży napisanie projektu oraz spotkanie z grupą dzieciaków w terenie. Mam trójkę chętnych na projekt więc pojedziemy w październiku na wizytę studyjną do Fundacji FARMA, zobaczyć jak młodzi ludzie tam  aktywnie działają, od czego i jak zaczęli. Chłopaków spotykam przed boiskiem. Rozmawiamy i idziemy chwilę pograć w balę. Spotykam się na placu zabaw, gram w fasolki i w remika. W pobliskim parku spotykam dzieciaki. Opalają miedziane kable. Z 35zł będzie. Przed 20.00 jestem w domu. Jutro ważne spotkanie.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Po Memoriale


Szybkie śniadanie i wsiadam w wysłużonego busa służbowego marki VW Transporter. Choć ma przejechane prawie 700000km, wciąż jeździ i służy. Wracam nim do Dzięgielowa. Za mną trzy intensywne dni. Dzięki inicjatywie Łukasza oraz życzliwości Fundacji im. Huberta Jerzego Wagnera, mogliśmy brać udział w IX Memoriale jego imienia, który odbył się w katowickim Spodku. Uczestniczyły cztery reprezentacje: z Włoch, Rosji, Czech oraz Polski. W piątek, na pierwsze dwa mecze Włochy: Rosja oraz Polska: Czechy pojechało 8 młodych osób z Bobrka. W sobotę było 14 chłopaków i 2 dziewczyny, a zmagały się tym razem drużyny Rosja: Czechy oraz Polska: Włochy. W niedzielne popołudnie grupa 11 chłopaków z jedną dziewczyną oglądała ostatnie już rozgrywki pomiędzy Włochami i Czechami a także Rosji z Polską. Pierwsze miejsce zajęli Włosi, którzy wygrali każdy mecz. Nasza reprezentacja, po ostrej walce i niesamowitemu dopingowi bobrkowskiej reprezentacji, ulokowała się na czwartym, ostatnim miejscu. Był to szalony i pełen emocji czas dla nas wszystkich.
Jestem już prawie w Dzięgielowie. Uzupełniam ewidencję przejazdów „białej strzały”, idę na kilka godzin do biura i wracam tym razem moją „białą strzałą” do domu. Zabieram kilka gier, piłki oraz sprzęt komputerowy przekazany przez ofiarodawcę dla jednego z podopiecznych…myślę, że radość będzie nieopisana. Nie jest to szmelc, który ktoś zamiast do utylizacji przekazuje jakiejś organizacji, a ona ma potem problem…, bo wstydzi się to komuś dać!Tak niestety bywa... B. komputer się przyda, a Panu Januszowi bardzo za niego dziękujemy!
Przed meczem na parkingu  Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Katowicach przed kościołem Zmartwychwstania Pańskiego.
  Szturmem do Spodka do klimatyzowanej hali.
 Dwie drużyny już na boisku, reprezentacja Czech i Rosji.
 Sektor N to tam kibicowaliśmy naszej reprezentacji.
 W czasie przerwy na schodach rozprostowujemy kości.
 Aaaaa gamonie, nie tak się gra!!!
 Choć jeden set wygrany przez naszą reprezentację w meczu z Włochami.

sobota, 6 sierpnia 2011

Bus zabawy w Koszalinie

Tym razem ja, Robert się odzywam. Cieszę się, że moja żona zdecydowała się również pisać na tym blogu. Ja obecnie jestem na Pomorzu, gdzie na zaproszenie Diakoni Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Koszalinie prowadzimy zajęcia na rynku dla dzieciaków, które spędzają wakacje w mieście. Jestem ze wspaniałą ekipą młodych ludzi i mamy dobry czas pracy oraz wypoczynku. Jutro (niedziela) ostatni dzień naszej wspólnej zabawy z około 30 dzieciakami i jedziemy dalej, do Piły na podobną akcję. Napiszę, jak tam dojedziemy. A tu kilka zdjęć.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Kultura na złomie

Jak już pisałam, Roberta nie ma, wraz z grupą wspaniałych ludzi pracuje jak zwykle na ulicy, tym razem na koszalińskim rynku. Doszły mnie też słuchy, że wieczorkami towarzystwo ogląda zachody Słońca na plaży w Mielnie. Niech sobie podziwiają te zachody, ja za to codziennie mam okazję wstawać o wschodzie Słońca, bo moje dziecko nie lubi marnować ani chwili na jakiś tam nudny sen. Może jej się kiedyś odmieni...
Targana ciekawością, pojechałam dzisiaj na Bobrek, żeby przyjrzeć się ekipie, która brała udział w warsztatach plastycznych na jednym z podwórek. Niestety trochę się spóźniłam, spotkałam za to jednego z trzech znanych mi Kamilów, odpowiedziałam na tradycyjne pytanie:Gdzie jest Robert i kiedy wróci? i z braku laku połaziłam trochę po dzielnicy. Wreszcie miałam okazję w spokoju popatrzeć na obiekty, które chłopcy uwiecznili na swoich fotografiach. Dom Kultury to (nie tylko) mój faworyt. Na zdjęciu wygląda strasznie, ale w rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Powybijane szyby, okna zabite dechami, elewacje dzielnie przyjmują na swoją klatę kolejne bluzgi. Ich autorzy nie wybierają w słowach. Biorąc pod uwagę fakt, że Bytom to miasto kultury, zastanawia mnie, z jakim rodzajem kultury mamy do czynienia na Bobrku. Ciśnie się też na usta pytanie, czy przypadkiem ktoś nie pomógł kulturze z Bobrka odejść gdzieś na pobliskie złomowisko? Myślę, że nie byli to tylko i wyłącznie mieszkańcy tej dzielnicy...
Ile trzeba lat i pokoleń, aby Bobrek odnalazł w życiu cel, odbił się od dna i korzystając z własnych zasobów stał się miejscem inspirujących spotkań, wydarzeń, inwestycji? Czy znajdą się osoby, pomysły i fundusze, które postawią na nogi tę niezwykłą dzielnicę? Wierzę, że tak! Widzę, że ten proces już się rozpoczął i mam nadzieję, że nie zabraknie wytrwałości tym wszystkim ludziom, którzy szanują Bobrek wraz z jego mieszkańcami.
Kultura niewątpliwie na Bobrek wraca, jednym z jej przejawów jest wystawa „Opowiem Ci o moim Bobrku”, którą od maja do początku lipca obejrzało ok.3 tysiące ludzi. Chciałabym, aby ruszyła dalej w Polskę, a jeśli będzie trzeba to i poza jej granice (choć i tak już była na Słowacji). Niech porusza, w oczy kole, bawi, smuci i każe REAGOWAĆ!

wtorek, 2 sierpnia 2011

Cicho i sza...

Nie jestem Robertem, ale sporo o nim wiem. Nie biegam po Bobrku, ale znam tam już prawie każde podwórko. Nie pracuję bezpośrednio z dzieciakami, ale na ich rzecz. Kim jestem? Nazywam się Monia Cieślar, prywatnie jestem żoną Roberta, a służbowo pracownikiem Centrum Misji i Ewangelizacji. Mieszkam i od niedawna pracuję w Bytomiu-Miechowicach. Zajmuję się ulicą, ale od strony- że tak się wyrażę- bardziej teoretycznej. Piszę projekty, szukam sprzymierzeńców, informuję innych o potrzebach dzieci i streetworkerów, a przede wszystkim ciągle się uczę tego fachu, bo rzecz to stosunkowo świeża w kraju, jak i Kościele.
Właśnie wróciłam do pracy po ponad 1,5 rocznej przerwie związanej z urodzeniem i wstępnym odchowaniem naszej Córeczki. Zamierzam zagarnąć część tej blogowej przestrzeni dla siebie i jeśli Robert o czymś nie napisze, to ja wykorzystam chwilę nieuwagi i myk, myk...Robert od dłuższego czasu nie zaglądał na bloga (do domu też z rzadka), bo w rozjazdach chłop od miesiąca. Najpierw był Tydzień Ewangelizacyjny w Dzięgielowie i SemFest na Słowacji, gdzie udało się zaprezentować wystawę zdjęć z Bobrka oraz powiedzieć kilka słów o naszej pracy. Potem zdaje się tydzień nieustannej obecności na Bobrku i towarzyszenie dzieciakom w warsztatach, które organizował BECEK, następnie wyjazd  z piątką chłopaków na obóz do Orkusza, ale mam nadzieję, że Robert sam podzieli się wrażeniami z tego wyjazdu, bo działo się tam, oj działo!
W chwili obecnej Robert przygotowuje się do wyjazdu do Koszalina i Piły, gdzie wraz z piątką innych osób, będzie pracował na ulicach tych miast. W planach jest dmuchany zamek do skakania, szczudła, olbrzymie i tradycyjne gry planszowe, warsztaty plastyczne, występy klauna i wiele innych atrakcji. Początek akcji w Koszalinie już jutro, a powrót do Bytomia 12 sierpnia. Mam nadzieję, że cały wyjazd okaże się udany.
Jak widzicie, ciągle coś się dzieje, choć na blogu ostatnio cicho i sza. Brak albo czasu, albo internetu. Korzystając z okazji, pozdrawiam wszystkich internautów!