piątek, 15 października 2010

13 października 2010r.

Jestem dziś trochę później w dzielnicy, niż zwykle. Piszę SMS-a, że się spóźnię 5 minut. Gdy dojeżdżam, prawie wszyscy są już na przystanku. Witamy się i chłopaki proponuję szpila, a inni mówią, że dojdą później. Proszę ich o pięć minut i opowiadam o zmianach w naszych planach. Jedziemy jednak do ZOO, a nie na basen. Nie wszyscy są zadowoleni i zaczyna się bunt. Kilka osób w dosadny sposób wyraża swoje niezadowolenie. Wyjaśniam im sytuację i moje obawy związane z wyjazdem na basen. Rozumiem ich zawiedzenie i rozczarowanie, bo też bym się tak czuł. To, że nie jedziemy tam teraz nie oznacza, że nie pojedziemy tam w ogóle. Kilka osób jest chętnych i akceptuje taki plan, choć ZOO nie było ich pomysłem. Po kilku minutach wszyscy chcą jechać tylko jedna osoba nie. Reszta ją namawia, ale X jest nie ugięty. Akceptuję jego wybór i zwracam się do reszty odnośnie szczegółów. Mam jeszcze dwa miejsca i pytam się, co z V i Y? Po zajęciach pójdę ich odwiedzić. Wyruszamy w końcu na boisko. Po drodze idziemy do jednego z mieszkań. Po 10 minutach rodzice wyrażają zgodę i Q może jechać. Jest jeden warunek…ma być punktualnie w domu. Idziemy na boisko, gdzie reszta poszła z piłką do kosza, ale tam ich nie ma. Ktoś chce się pobawić w chowanego. Idziemy na drugie boisko, gdzie można pograć w kosza. Tam też ich nie ma, więc wracamy się na pierwotne miejsce zbiórki. W trzech gramy na jedną bramkę. Co chwilę dzwoni mi telefon od jednego z chłopaków, którzy się przed nami schowali. Nie odbieram i wyciszam. Skupiam się na tych, którzy są. Próbujemy rozwiązać problem flaka w piłce. Z idzie po pompkę. Wraca zagubiona czwórka. X chce jednak jechać i prosi o zgodę. Mówię, że nie mam, bo rozdałem wszystkie przed godziną. Nie ma ciekawej miny. Szybko liczy i wie, że mam jeszcze dwie. Masz rację, mówię, ale one w pierwszej kolejności są dla V i Y, a do ich rodziców pójdę po zajęciach. Teraz gramy i temat uważam za zamknięty. X się cicho obraża i nie gra. Reszta gra szpila, trzech na dwóch. Gdy jest 7:4 dochodzi Ż z kolegami. Idziemy na drugie boisko zagrać w kosza. Jest po 17.30, żegnam się i idę do rodziców V i Y. Nikt nie otwiera. Ś, który był ze mną poszedł zapukać na okno, V i Y jednak nie pojadą…rodzic im nie pozwala. Żegnam się i daję Ś zgodę dla X. Chciałem pokazać chłopcom, że każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie, po to się spotykamy. Ja chcę być słowny i dotrzymywać obietnic. Nie wszędzie każdy musi jechać. Jak mu się nie podoba, nie musi brać udziału, ale niech nie niszczy zapału innych. Dziś stanowczo powiedziałem nie załatwieniu spraw przez innych dla kogoś. Można bez pośredników przyjść do mnie. Ci, co nie są obecni w danym dniu, też mają prawo do wyjazdu i nadal są częścią grupy. Wracam pełen tych i innych myśli przez Karb do Miechowic…a jutro wyprawa do ZOO.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz