wtorek, 6 kwietnia 2010

1 kwietnia 2010r.

Ostatnie dwa dni były niesamowite. W środę 31 kwietnia byłem wraz z moim przełożonym na spotkaniu świątecznym w Warszawie organizowanym przez Fundację Wspólna Droga. Mieliśmy jechać samochodem, lecz zdecydowaliśmy, że szybciej i mniej stresowe będzie jak pojedziemy pociągiem. Samochody zostawiliśmy na parkingu i udaliśmy się na kultowy dworzec w Katowicach. Mieliśmy 10 minut by dojść do dworca i kilka by kupić bilety- pociąg odjeżdżał o g. 15.00. Zdążyliśmy. To jest ciekawe, co ludzie zabierają w podróż by sobie ją umilić i mieć wrażenie, że szybko mija. W przedziale było nas pięcioro. Dwóch panów miało półlitrowy napój i porządny szklany kieliszek, który w nie jednym rejonie polski pewnie już był. Krążył z ręki do ręki. Rzadko, kiedy stał pusty. Kulturalnie zagryzając frytkami i popijając colą dojechali aż do Warszawy. Pani, która siedziała na środku w skupieniu studiowała grubą księgę, bez której żaden student medycyny nie zdałby anatomii. Nie wiedziałem, że mam aż tyle przeróżnych nerwów. No i my, rozmawiający na różne tematy i ciągle poruszający nowe. Na miejscu, byliśmy punktualnie. Spotkanie rozpoczęło się krótkim poślizgiem, kwadrans po 18.00. Było mi miło zobaczyć, choć kilku znajomych, którzy tak jak ja pracują na ulicy. Program był ciekawy. Można było kupić na aukcji trzy obrazy wykonane przez niepełnosprawnych artystów. Ceny nie powaliły na kolana. Najdroższy został sprzedany za 300zł. Miałem chęć kupić jeden, ale cóż…może w przyszłym roku. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zobaczyłem, jak ważne jest wspólne spotkanie. Poczuć, że choć jesteśmy z różnych organizacji, zdecydowaliśmy się wspierać i działać w wspólnej sprawie. Pojedynczy sznur nie wiele wytrzyma, ale potrójny trudno jest przerwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz