Wszyscy tak lubimy nasze Festiwale Zabawy, że w tym roku mamy ich aż 3! Niedawno czytaliście o tym jak Indianie opanowali Rozbark, w zeszłym tygodniu dotarli też na Bobrek - i teraz trochę o tym. Przede wszystkim prawdziwy Indianin deszczu się nie boi =) wypływa to z siły jego spokoju i zgody w życiu z naturą. Dlatego jak przystało na pełnokrwistych Indian przeczekaliśmy mega mokre piątkowe przedpołudnie i doczekaliśmy się słońca! Doprowadziliśmy festiwal do końca i finałowy dzień nastąpił planowo choć z maleńkim poślizgiem i mniejszą frekwencją z racji pogodowych wariacji. Ale był i wszyscy, którzy w nim uczestniczyli nie żałowali, że wyszli do nas już wtedy, kiedy jeszcze lało.
Każdego dnia na coraz bardziej liczną gromadę dzieci czekały nowe atrakcje. Można było z indiańskiego zaklinacza koni zamienić się w indiańskiego zaklinacza baniek mydlanych i wyczarować te największe w rozmiarze XXL - i spójrzcie tylko, niektórym się udało =)
Jak przystało na indiańską wioskę, mieliśmy też swój plemienny totem, który razem z Olą wspólnie ozdobiliśmy a następnie urządziliśmy na niego wielkie polowanie. Zuzia szkoliła tych najodważniejszych, którzy nie bali się wziąć do ręki łuk oraz strzały i ruszyć do pojedynku.
No, ale jak indiańska wioska to także indiańskie namioty. Robert dzielnie każdego dnia budował ogromne tipi, ale miał też swoich małych pomocników oraz naśladowców - z kolorowych patyczków BAMP powstawały wieże jeszcze wyższe niż Tipi Roberta.
Jak zawsze na naszych Festiwalach Zabawy można wyszaleć się plastycznie. W tym roku malowaliśmy na folii rozpiętej między drzewami - bardzo się to dzieciom spodobało i powstały naprawdę piękne rysunki, a Hubert pokazał, że i on potrafi malować =) Robiliśmy też kolorowe pióropusze - przecież Indianin bez pióropusza to jak żołnierz bez karabinu oraz wyklejaliśmy mozaikę z błyszczących lusterek po połamanych płytach CD (dziękujemy wszystkim darczyńcom!).
Ale FZ to nie tylko zajęcia plastyczne, ale też dużo ruchu, bo każdy Indianin wie, że sport to zdrowie. Dziewczyny tańczyły na warsztatach z Tiną, a chłopcy szaleli na boot campie u Michała czy sportowych konkurencjach u Izy i Adama. A jak się zmęczyli to zawsze można było przyjść po kubek wody, owoc i ciasteczko, żeby podreperować siły przed kolejną atrakcją - bo tych nigdy nie brakowało.
Jedną z najbardziej ulubionych indiańskich zabaw było nasze ZAGRAJ, gdzie dzieci podejmowały się zrealizowania 10 wyjątkowych zadań poznając w ten sposób indiańskie zwyczaje, przełamując swój strach przed mikrofonem a przy okazji korzystając z większości warsztatów, które oferowaliśmy danego dnia.
Po zeszłorocznym sukcesie fotobudki, nie mogło jej zabraknąć także wśród Indian. Piękno należy zatrzymywać, więc my utrwaliliśmy na zdjęciach kolorowe pióropusze, indiańskie barwy oraz biżuterię,którą można było wykonać z pomocą Basi a przede wszystkim uśmiechy dzieci. Zdjęcia rozdaliśmy na pamiątkę fajnej zabawy i dobrego czasu w indiańskim klimacie.
Może zastanawiacie się co na indiańskim FZ robi samochód wyścigowy? Już wyjaśniam. Otóż jaki Indianin, taki jego koń. A że my jesteśmy raczej współczesnymi Indianami to i nasze konie były współczesne - elektryczne =) chłopcy mieli niezły ubaw.
Za to dziewczyny na maksa pomagały nam w organizacji, zwłaszcza przy malowaniu twarzy czy paznokci - super, ze możemy na Was liczyć na każdym FZ. Dziękujemy!
Pojedynek można było stoczyć nie tylko z łukiem w ręku, ale także przy stoliku... z kartami w ręku. Rozgrywaliśmy bowiem turnieje w prawo dżungli (przecież walczy się o totem) oraz w ugę bugę - typowo indiańską rozrywkę =) (tak jakby typową). Ale już na pewno typowo indiańskie były rysunki na mega kostkach story cubes, które przygotowała dla nas grupa z Karbia - na stacji z tymi kostkami powstawały niesamowite legendy i cudne opowieści o wszystkim, co indiańskie =)
Każdego dnia FZ Dorota zapraszała do siebie tych najmniejszych spośród wszystkich Indian proponując im tematyczne zajęcia; było łowienie makaronowych rybek, malowanie drzewa za pomocą stempelków a także kolorowanie swoich odlewów gipsowych rączek wykonanych u Roberta. Inne maziaje i ciaprajstwa można było także wykonać u Karoliny Szymona.
U Madzi każda Indianka mogła wpleść sobie w warkocz pięknego kolorowego dreda lub po prostu zrobić śliczną fryzurę - w imieniu wszystkich wyczesanych głów - DZIĘKUJEMY! =) Beata była dobrym duchem, który pomagał przejść odważnym przez niesamowitą ścieżkę doświadczeń z zamkniętymi oczyma a Monia robiła z dziećmi łapacze snów, by wszystkie koszmary opuściły nasze sny i zostały tylko te przyjemne kolorowe niczym wiatr z Pocahontas, której piękną histoprie obejrzeliśmy wieczorem podczas kina plenerowego =)
Każdego festiwalowego dnia czekały na dzieci wow niespodzianki: była bitwa balonowa, było kino podwórkowe i były pinaty, przygotowane przez naszą grupę dla wszystkich uczestników imprezy. Ale i tak najwięcej dzieci czekało zawsze na końcowe losowanie nagród, oj ile to było emocji =)
Nie wiem czy to tegoroczny indiański temat Festiwalu tak zjednoczył ludzi, ale w tym roku wyjątkowo licznie pomagały nam osoby z lokalnego środowiska - z Bobrka, w tym wiele dzieci i młodzieży.
DZIĘKUJEMY WAM ZA WASZE ZAANGAŻOWANIE I POMOC!
to także dzięki Wam udało się zrealizować wszystkie atrakcje i poczuliśmy się jak jedno wielkie plemię. A dzięki temu, że wszystkie atrakcje były darmowe (jak na każdym naszym FZ) i wspólnie mogliśmy dzielić się radością bycia razem to byliśmy mądrzejsi o jedno indiańskie przysłowie:
„Tylko wtedy, gdy ostatnie drzewo umrze i
ostatnia rzeka zostanie zatruta i ostatnie ryby zostaną złowione człowiek zda sobie
sprawę, że nie można jeść pieniędzy.”
Bądźmy razem, dbajmy o naszą Ziemię, dzielmy się i troszczmy o siebie nawzajem.
Bądźmy Indianami.
Howhg!
Białe Pióro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz