Moi Drodzy, posłuchajcie co u nas =)
Za na nami kolejne zmagania bycia ze sobą, pokonywania własnych barier, ale też po prostu fajnie spędzony razem czas. W ostatnich tygodniach odwiedziliśmy jedno z naszych ulubionych miejsc rozrywki - zabrzański JumpWorld, gdzie można wyskakać się do woli, rozładować całą energię zupełnie na legalu i całkiem pozytywnie. Wzajemne przekonywanie się do odrobiny szaleństwa i wskoczenia głową w dół do basenu pełnego gąbek przyniosło sporo wyzwolenia, ale też pokazało nam, że jeżeli tylko odważymy się zrobić coś nowego, nieznanego a czasem i ryzykownego to może się to okazać nie tylko niestraszne, ale i nawet przyjemne. W związku z tym już (prawie) każdemu z nas niestraszne są salta wykonywane w parku trampolin czy samodzielne korzystanie ze zjeżdżalni na basenie. I nie ma się co śmiać, bo każdy ma swoje strachy i czasem irracjonalne fobie (wiem coś o tym, bo ja się boję węża nawet w tv), ale najważniejsze jest stawianie im czoła i życie w sposób, którego nie ogranicza lęk. Parę takich strachów udało nam się już schować do szafy =)
Za to wizyta w Macu, dzięki której dziewczyny nabyły nowych pupili, które to od razu otrzymały imiona zachęciła nas do obejrzenia "Sekretnego życia zwierząt domowych". Wybraliśmy się więc do kina licząc na dobrą zabawę, ale film podobał nam się średnio. Było parę śmiesznych momentów, ale cały seans wypadł dość nudnawo, choć zostawił nas też z ważną lekcją, że wspólne doświadczenia, nawet te trudne, bardzo nas integrują, stwarzają szansę, by poznać się naprawdę a nawet polubić. Nie był to stracony czas, choć niektórzy z nas skomentowali, że co to za film, bo wchodzą do kanałów, potem wychodzą i już jest koniec =)
Udało nam się także świętować razem Dzień Chłopaka, choć finalnie chłopcy wybrali swoje towarzystwo i tylko Patryk skorzystał z opcji wspinania się po ściance. Musze Wam się przyznać, że dla mnie to był niezły "hardkor". Zazwyczaj, kiedy chodziliśmy się wspinać, ja zawsze byłam od asekuracji, bezpiecznie na dole, chodź z odpowiedzialnością, że jeśli coś źle zrobię to dziecko zleci mi na głowę z kilku dobrych metrów (dlatego nigdy za tym nie przepadałam). Ale ostatnio odkryliśmy ściankę, która jest tak zautomatyzowana, że nie wymaga asekuranta i dzięki temu także i ja mogłam sięgnąć szczytu. No i naprawdę nie jest to tak banalne jak wygląda! Wymagało to ode mnie nie lada odwagi i przełamania się, by na górze puścić linę, zaufać automatowi i bezpiecznie zjechać w dół. Raczej nie mam lęku wysokości, ale i tak pokonywanie kolejnych metrów w górę okazało się dla mnie wyzwaniem (dla porównania ja właziłam na szczyt 2 minuty a Patryk 15 sekund =) ale on ścigał się ze sobą o lepszy czas a ja walczyłam, by w ogóle wejść na górę). Na koniec wszyscy byliśmy mega zmęczeni, ale i zadowoleni, że potrafimy osiągnąć więcej, jeśli tylko nam zależy. A Dominika śmigała jak wiewiórka, ona to może konkurować z Patrykiem =)
Moi Drodzy, a Wy pamiętajcie, że został już tylko tydzień, by skorzystać z szansy i stać się ofiarodawcą w naszej pięknej świątecznej akcji wspierania dziecięcych marzeń.
Nasi podopieczni już wypełniają koperty listami, które na początku listopada przekażemy w Wasze ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz