Ostatnio wszystko, co się u nas dzieje,
dzieje się bardzo intensywnie i przychodzi znienacka. Począwszy od pogody, która
zmienia się jak się jej podoba i to od skrajności w skrajność (albo leje
deszczem albo żar leje się z nieba) po to, co ma miejsce na podwórkach.
Wychodzimy raz i jest nie do zniesienia – przynajmniej dla mnie. Wracam cała
opluta, zmęczona rozdzielaniem kłócących i plujących się dzieci, rzucających w
siebie czym popadnie – łącznie z kamieniami czy szkłem. Wracam wyzuta z
energii, zmęczona psychicznie, fizycznie i wcale nie mam ochoty pojawiać się
tam ponownie. A nazajutrz inne podwórko. I kolejna skrajność. Tym razem musimy
chwilę na dzieci poczekać, po chwili zjawia się pierwszy „uczeń” Szkoły
Mobilnej. Tym razem dzieci jest mniej, jest czas na pracę indywidualną,
rozmowy, taki spokojny leniwy dzień. A co czeka nas dziś….
U mnie podobnie, tyle że działam(y) w Warszawie, są dni kiedy dzieciaki są super a inne kiedy mamy ochotę uciec gdzie pieprz rośnie ;) słonecznie pozdrawiamy i 3mamy kciuki za Was i za nas ;)
OdpowiedzUsuń