Późnym, wtorkowym popołudniem
wyruszyliśmy na podbój dróg województw: śląskiego,
świętokrzyskiego i lubelskiego. Co to była za droga...Naszą
zieloną strzałą, obciążoną wystawą zdjęć, pędziliśmy z
zawrotną prędkością (50-70 km/h) do Lublina, by w środę rano
pojawić się na KUL-u (Katolicki Uniwersytet Lubelski).
Zostaliśmy zaproszeni przez Instytut
Nauk o Rodzinie i Pracy Socjalnej na konferencję pt. „
Granice streetworkingu”. Mieliśmy
podzielić się naszymi doświadczeniami z pracy środowiskowej wśród
dzieci i młodzieży. Fajnie. Zgodziliśmy się, tylko nie byliśmy
świadomi, że na wschód jeszcze nie wybudowano żadnej autostrady.
Uzgodniliśmy, że zabierzemy ze sobą wystawę „Opowiem Ci o moim
Bobrku”. A co! Niech żyje, niech pokazuje rzeczywistość taką,
jak widzą ją młodzi ludzie.
Miło było po latach znów zawitać do
Lublina. Mam sentyment do tego miasta, w końcu to moje rodzinne
strony. Lubię charakterystyczny akcent mieszkańców tej ziemi,
pierogi z kaszą, twarogiem i miętą oraz starówkę, której
niestety, tym razem nie mieiliśmy okazji zwiedzić.
Konferencja rozpoczęła się o
nieludzko wczesnej porze. Mieliśmy tam być o 8.30. Wysiadły nam
migacze w samochodzie więc jechaliśmy sobie wesoło przez miasto,
nikogo nie informując, gdzie tym razem zamierzamy skręcić. Na KUL
jednak dotarliśmy i lekko zestresowani wizją powrotu do domu, jak
te muły, wynieśliśmy nasz dobytek z auta i dziękując Bogu za
wynalezienie windy, pojechaliśmy na 10 piętro Instytutu Jana Pawła
II.
Aaaa. Zapomniałam dodać, że jeszcze
dzień wcześniej okazało się, że będziemy mieli nie jedno, a dwa
wystąpienia, bowiem prezes Ogólnopolskiej Sieci Organizacji
Streetworkerskich OSOS nie dojedzie i poprosił nas o zastępstwo.
Tak więc Robert robił za Andrzeja, ja robiłam trochę za (Pana)
Roberta i siebie i było chyba OK.
W skrócie mowa była o historii streetworkingu w
Polsce i na świecie, zaletach i wadach pracy jako streetworker w
strukturach ośrodków pomocy społecznej oraz w strukturach
organizacji pozarządowych. Robert opowiadał o idei sieci OSOS oraz
schemacie pracy (na własnym przykładzie, bo wiadomo: każdy
wypracowuje najskuteczniejsze dla siebie narzędzie biorąc pod uwagę
grupę docelową). Z zainteresowaniem słuchaliśmy o bezdomnych na
wybrzeżach Hiszpanii i eksperymencie polskiego naukowca, który sam
stał się na chwilę bezdomnym, by lepiej poznać specyfikę tej
grupy. Mówiono również o Korczaku oraz idei streetworkingu
on-line. Popołudniową sesję oddano praktykom: osobom, które na co
dzień pracują z bezdomnymi, dziećmi, młodzieżą, osobami
uzależnionymi.
Dużo ludzi, dużo pytań i rozmów w
przerwie, mało czasu na dyskusję (jak to bywa na konferencjach), różne zdania na dany
temat, mili gospodarze i bardzo dobra organizacja
konferencji.Ucieszyło nas zainteresowanie środowiska akademickiego
oraz pozostałych uczestników konferencji naszymi działaniami.
Dobrze, jeśli czasem możemy być dla innych inspiracją. Raz
jeszcze pozdrawiamy Lublin!
PS. Do domu dotarliśmy po 7 godzinach
jazdy...Grrrr.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz