Zanim w szczegółach podzielimy się wrażeniami z Małego Euro 2012 wklejam piątkowy wpis Kasi...
Pogoda nie zachęcała do niczego, a my
mieliśmy takie plany... najpierw basen (obyło się bez, a i tak
byliśmy mokrzy), potem ognisko, które zmieniło się w grilla, a na
samym końcu w pizzę, która miała przyjechać do nas na Bobrek...
Pizza wyszła, tzn. to my doszliśmy do niej. Ale od początku.
Po burzliwym opracowywaniu miesięcy
letnich w sali kanapowej (ładnie brzmi), wyruszyliśmy w trójkę na
zakupy. Robert płacił, my kupowałyśmy =) a wszystko z powodu tego
jednego wyjątkowego dnia, jakim jest Dzień Dziecka. Po zgrabnym
zapakowaniu paczuszek w końcu dotarliśmy na Bobrek. A tam... pusty
plac. Ale na dzieciaki nie trzeba było długo czekać. Paczuszki
przyniosły sporo radości, a mnie udało się nawet namówić K. na
wyrzucenie papierków i butelek po napojach do kosza (a nie na
ziemię). Przydało się, bo ostatnio to jakby nad Bobrkiem przeszło
tornado, które wcześniej odwiedziło wysypisko.
Ale nie był to koniec atrakcji. Z
powodu deszczu nie mogliśmy rozpalić ogniska ani zrobić grilla, i
jako, że wszystko dokoła było mokre postanowiliśmy zjeść pizzę
w lokalu. Udaliśmy się więc w długą i głośną podróż do
restauracji (19 dzieciaków to musiało nas być słychać). Ale
dotarliśmy. Po złożeniu zamówień na 11 pizz pozostało nam już
tylko czekać. W tym czasie furorę robiła spora plazma z
wyświetlanymi reklamami gier komputerowych. W tzw. międzyczasie
dochodziły do nas napoje i kolejno zamawiane pizze. Nie obyło się
też bez pomyłki, w ten sposób dostaliśmy jedną gratis =)
Konsumpcja i rozmowy miały się już
ku końcowi, niecierpliwili się już ci, którzy dostali pizzę jako
pierwsi, a ci ostatni, mieli jeszcze pół godziny czekania... ale
udało się nam wyjść razem i spacerkiem wrócić na dzielnicę.
Tak wspólnie spędziliśmy ten miły choć mokry Dzień Dziecka.
Kacha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz