piątek, 28 grudnia 2012

Wigilia





Przedświąteczny wtorek, 18 grudnia był dla mnie szczególny. Po pierwsze pojechaliśmy do Katowickiego Instytutu Psychoterapii na drugą superwizję. Dwie godziny dla naszej trójki, bo Monika, nasza koordynatorka nie mogła być, minęły ekspresowo i intensywnie. Dobra superwizja jest ważna dla mnie. Wróciliśmy do Miechowic, po drodze kupiłem opłatki, bo dziś o 17.00 będzie miała miejsce Wigilia. Tak, Wigilia dla nas, dzieciaków a także rodziców i opiekunów. Ale najpierw szybki obiadek, i do pracy. Spotkanie świąteczne będzie miało miejsce w hotelu Tramp. Jedziemy zawieźć choinkę, którą pożyczyła nam na dziś, moja córka. Lokal przygotowany pierwsza klasa. Spodziewamy się 61 zacnych gości. Stół już na nas czeka, ustawiamy choinkę, a pod nią także 12 prezentów dla naszych gości. Po 16.00 jadę na Bobrek, gdzie o 16.40 odbierze nas autokar i zawiezie na miejsce. Goście powoli się zbierają. Jedni mają bliżej, inni dalej. Jedni przyjmują zaproszenie, drudzy nie. Gdy zamykają się drzwi autokaru, jest pewne, że będzie 47 osób. Cieszę się bardzo. Witam wszystkich, dziękując za przyjęcie zaproszenia. Wesoły autobus rusza w drogę. Zastanawiam się jak to będzie, jedno jest pewne- głośno i gwarnie. Atmosfera udziela się powoli wszystkim. Jesteśmy, zajmujemy miejsca, a Ania i Łukasz, którzy będą dzisiejszego wieczoru prowadzić nas w kolędowaniu, zasiadają do mikrofonów. Już brzmi pierwsza kolęda, a po kolejnych zwrotkach, śpiewających przybywa. Witam gości, przedstawiam plan wieczoru i śpiewamy dalej. A jak! Czas życzeń i łamania opłatkiem. Każdy może, nie musi. W życzeniach jest dużo spontaniczności i uśmiechu. Otrzymaliśmy wiele słów wdzięczności za naszą pracę. Taki zastrzyk, że warto, czasami myślałem inaczej… W końcu po tych adiaforach (sprawach drugorzędnych) zaczęliśmy jeść! Dla jednych wstęp i śpiew był zbędny, dla drugich ważny, a przecież dla trzecich ważna jest konsumpcja. Cieszyłem się, że widząc i wiedząc, że tak różni jesteśmy, chcieliśmy się spotkać, być ze  sobą. Tak, to na pewno był magiczny, choć bez magii czas. Najpierw przyszedł barszcz  w asyście z krokietem z kapustą i grzybami. Z zebranych gości, tylko moje mlaskanie przebijało się przez sączący się z głośników dźwięk kolęd. A to był dopiero początek. Po barszczyku wjechał karp, ryba w cieście naleśnikowym oraz kurczak w płatkach kukurydzianych. A co, człowiek lubi wybór! Ziemniaczki, kapusta z grochem, z grzybami, a także szałot. Wszystko wyborne i cieplutkie. Nikt nie pamięta z nas o robieniu zdjęć. Tak dobrego karpia dawno nie jadłem. Furorę zrobił kompot z suszu. Dla niewtajemniczonych, jeśli dodacie suszoną gruszkę, to kompot będzie pachnął wędzoną rybą. Wielu z nas mogło się przekonać choć raz, jak to jest pić wędzoną rybę w płynie;). Ten kompot to moja sprawka, ja się uparłem, choć miła pani kierownik odradzała. Końskim targiem doszliśmy do tego, że będzie alternatywna popitka. Gdy dziury w pasku od spodni zaczęły się kończyć, nadeszła przerwa. Rozmowy, radosny gwar, biegające dzieci, tak to sobie wyobrażałem i tak było. Po przerwie czas na słodkości i ciepłą kawę oraz herbatę. Włączyliśmy pokaz zdjęć na projektorze, by zilustrować mijający rok naszych wspólnych spotkań. Pokazaliśmy mnóstwo zdjęć, a swym głosem, próbowałem zakwalifikować obraz do wydarzeń, w których dzieci, a także rodzice i opiekunowie brali udział.

Dzieci i młodzież brały udział w warsztatach kulinarnych "Z żuru chłop jak z muru", które zakończyły się kilkudniowym pobytem w Beskidach i wycieczką do kopalni soli w Wieliczce. Kilkanaście osób wypełniło ankietę zgłoszeniową do projektu „Fortum dla Śląskich dzieci” oraz „Z hałdy do Skandynawii” organizowanych przez firmę Fortum i Fundację ULICA z Katowic. Kilka osób dostało się i brało udział w warsztatach fotograficznych, dziennikarskich, plastycznych i muzycznych. Najbardziej wytrwali i sumienni na koniec mogli pojechać na wycieczkę do Brukseli. Bartek mógł spełnić swoje marzenie i sprawdzić swoje możliwości w wyprawie rowerowej do Skandynawii, która trwała dwa tygodnie,  a której celem było zdobycie Nord Cap w Norwegii. Udało mu się, mimo swojego młodego wieku, niewielkiej postury i 38 kg wagi.
Drużyna piłkarska juniorów, stworzona z podopiecznych GPU UNO, mogła trzy razy brać udział w turniejach piłkarskich. Dwa razy w symulacji Euro 2012, raz jako Ukraina, a raz jako Portugalia. Pierwszy turniej był organizowany przez Stowarzyszenie Dom Aniołów Stróżów, a drugi przez Fundację ULICA i radnego sejmiku wojewódzkiego, pana Janusza Buzka. Trzeci turniej odbył się w Zabrzu.
Grupa dziewięcioro dziewczynek, podopiecznych Natalii i Kasi spędziła wakacje letnie w Beskidach. Cześć chłopców swój letni wypoczynek również spędzili aktywnie w Beskidach, pomagając postawić miasteczko ewangelizacyjne na czas Tygodnia Ewangelizacyjnego w Dzięgielowie, gdzie później jako wolontariusze pomagali jako obsługa techniczna imprezy. Druga część chłopców pojechała na Mazury, by odpocząć pod namiotami nad jeziorem Krzywe. W czasie wakacji letnich, GPU UNO zorganizowała szkolenie  „Wolontariusze dla Bobrka”, a później przeprowadziła Festiwal Zabawy na Bobrku dla ponad 120 dzieci. Pedagodzy ulicy brali także udział w Święcie Mieszkańców Bobrka, gdzie prowadzili animacje dla dzieci i młodzieży. Od września, przez 30 dni swoje praktyki pedagogiczne odbywała na Bobrku Dorina, studentka z Jeny. W dzień Mikołaja, GPU UNO przebrała się za Mikołaja, Diabełka i Śnieżynkę ku radości najmłodszych mieszkańców dzielnicy Bobrek. Ponad 100 wyznawców Św. Mikołaja otrzymało od niego słodki podarek. 14 grudnia, odbyło się także spotkanie w katowickim oddziale TNT. Czterdzieścioro dzieci otrzymało wymarzony Świąteczny prezent. Wcześniej pisano list do Dzieciątka (lub jak kto woli Mikołaja), a Ono przez ręce pracowników firmy TNT mogło ich życzenia spełnić. W ciągu roku odbyło się również kilkadziesiąt wycieczek jednodniowych, wyjść do kina, teatru czy muzeum. Był to intensywny czas dla dzieci i dla GPU UNO. Uczestnicy Wigilii dowiedzieli się również o licznych partnerach i dotacjach, dzięki którym wszystkie te wydarzenia mogły być zrealizowane. Byli to: Gmina Bytom, Fundacja Wspólna Droga-United Way Polska, Światowa Federacja Luterańska, Program Operacyjny Fundusz Inicjatyw Obywatelskich, Parafia Ewangelicko-Augsburska w Miechowicach.
Po godzinie 19.00 uczestnicy w radosnej atmosferze udali się do swoich domów i rodzin.

To był dobry i ciekawy rok chyba dla nas wszystkich. W imieniu Grupy Pedagogów Ulicy UNO dziękuję wolontariuszom, sponsorom, partnerom i osobom, które udzieliły wsparcia rzeczowego, finansowego, merytorycznego oraz emocjonalnego. Dziękuję dzieciakom, dziewczynom i chłopcom, że chcieli z nami ten rok spędzić. Dzięki Wam. Dziękujemy i życzymy Szczęśliwego Nowego Roku!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Tak Niewiele Trzeba, czyli wizyta w TNT



Wszystko zaczęło się od telefonu z Fundacji Wspólna Droga i pytania, czy zechcielibyśmy z naszymi podopiecznymi dołączyć do Akcji „List do Świętego Mikołaja”. Partner Fundacji, firma kurierska TNT co roku przygotowuje prezenty dla dzieci, które wcześniej napisały listy z życzeniami. Bez namysłu, odpowiedzieliśmy, że tak. Na pytanie, czy mamy 40 dzieci, również odpowiedzieliśmy twierdząco, choć bezpośrednio pracujemy z mniejszą ilością dzieci, jednak naszym marzeniem było, by w tym roku obdarować również rodzeństwo naszych podopiecznych. Zatem zanim sami zaczęliśmy organizować podobną akcję (w ubiegłym roku przebiegała ona pod nazwą „List do Dzieciątka”), ktoś pomyślał o nas wcześniej, co było dla nas sporym zaskoczeniem więc przyjęliśmy to z wielką radością i wdzięcznością.

Listy zostały napisane błyskawicznie, wysłane kurierem (TNT się rozumie) do Mikołaja, a nam pozostało już tylko czekać na dalszy rozwój akcji. Kilka telefonów i spotkanie choinkowe zostało zaplanowane na 14 grudnia w siedzibie firmy, w Katowicach.

Na miejscu zbiórki stawiła się gromadka ponad 30 dzieci oraz kilka mam i babć. Nie wszyscy mogli z nami pojechać, ale otrzymali obietnicę, że prezenty do nich na pewno trafią. Wsiedliśmy do wynajętego autobusu, którego kierowca nie miał bladego pojęcia jak dojechać do Katowic na Konduktorską 39. Dobrze, że był z nami Robert-Mac Gyver ze swoim telefonicznym GPSem, bo cała nasza babska trójka ma jakoś słabo rozwinięty zmysł przestrzenny, o czym może kiedyś jakiś osobny wpis się pojawi…


Daliśmy radę i nawet przed czasem zaparkowaliśmy pod siedzibą TNT. Podekscytowani przekroczyliśmy progi wielkiego budynku firmy i oddaliśmy się w ręce osób, które przygotowały dla naszych podopiecznych sporo niespodzianek, z których i tak najważniejszą była choinka, a raczej to, co się pod nią znajdowało. 


Pracownicy firmy TNT (skrót od Thomas Nationwide Transport) zaprosili dzieci do konkursu balonowego, polegającego na odpowiadaniu  na pytania ukryte w nadmuchanych balonach. Było zatem sporo huku, ale i radości z prawidłowych odpowiedzi i nagród-firmowych gadżetów.
 Potem była pora na małą rywalizację. Podzieleni na dwie drużyny, ciężko pracowaliśmy nad skonstruowaniem choinki z kartonowych pudeł. Niestety nie pamiętam, która grupa wygrała, może dlatego, że obie poradziły sobie z tym zadaniem rewelacyjnie. Szczerze przyznam, że trudno mi było skupić uwagę na szczegółach w tak ogromnej hali. Oczy miałam dokoła głowy, by wyhaczyć, kiedy ktoś próbował zniknąć za drzwiami, by się przewietrzyć lub posiedzieć na wózku widłowym.


Firma zadbała również o poczęstunek, by każdy miał siły podołać kolejnemu zadaniu: zaprezentowaniu Świętemu Mikołajowi swoich zdolności: sportowych, muzycznych, teatralnych czy intelektualnych. Mikołaj i jego pomocnicy okazali się być niezwykle wymagający i chcieli lepiej poznać obdarowanych. Wszyscy zdali test na medal, niektórzy nawet usiedli Mikołajowi na kolanach (rzecz jasna chodziło o pewien zakład, ale o tym ciii…) i każdy wrócił do domu z prezentem.

Tak niewiele trzeba, żeby sprawić drugiemu człowiekowi odrobinę radości. Jako Grupa Pedagogów Ulicy „UNO” jesteśmy wdzięczni za wsparcie, jakie otrzymaliśmy od pracowników firmy TNT w postaci prezentów dla dzieci, ale również za zorganizowanie całego spotkania. Mikołajowi, Panu Zbigniewowi oraz całemu jego zespołowi życzymy spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, a w pracy wiele satysfakcji i zadowolonych klientów.

O czym to? / (przed)świątecznie




Wiem, wiem… ten wpis powinien pojawić się tu już dawno temu, ale ostatnio mam takie dziwne wrażenie, że czasu coraz mniej, a rzeczy do zrobienia wciąż przybywa. Też tak macie?
Na szczęście pociąg relacji Skoczów-Katowice, którym podróżuję, by dotrzeć na Bobrek (dodajcie potem jeszcze 2 autobusy) daje mi całe 1,5 h na spisanie myśli. No, nie całe, bo najpierw trzeba wystać swoje po bilet, choć z tym raczej nie ma problemów kiedy wybiera się pociągi o magicznych porach, gdy słońce jeszcze śpi lub właśnie zasypia. Piszę jadąc tym wieczornym, bo nocą lepiej mi się myśli, a w tym o mojej „ulubionej” godzinie 5.47 przytomna jestem jedynie na tyle, by nie dać się okraść (mam nadzieję). Zasiadłam więc wygodnie – zawsze wybieram te fotele ze stolikiem, bo tam są 4 miejsca i można się wygodnie rozsiąść – i odpaliłam kompa…
Ale o czym to chciałam… No tak… Mamy już grudzień i coraz bliżej do Świąt, cofnijmy się jednak w czasie do listopada, kiedy to w kuchni rządziły dziewczyny. Pamiętacie jeszcze o naszym projekcie kulinarnym? Po pierwszej grupie Roberta, przyszedł czas, aby i panie dały popis swych umiejętności i fantazji kulinarnych. Zaczęłyśmy świątecznie (choć do Świąt była jeszcze kupa czasu), bo od tortów. Nie jednego, ale 8! Takie było założenie, skończyło się jednak tylko (aż?) na 4. Tu muszę przyznać, że czułam się zawiedziona, bo pół dnia piekłam w domu biszkopty, by dziewczyny mogły ozdobić swoje ciasta, a one po prostu nie przyszły… Nie wszystkie – była trójka, która zawodowo udekorowała swoje małe torciki, a jeden duży zrobiłyśmy wspólnie od podstaw. Warsztaty wyszły fajnie, choć w tym dniu dużo się działo, także tych niefajnych rzeczy… Ale torciki smakowały w domach dziewczynek, pozostał więc po nich dobry smak.
Kolejny warsztat poprowadziła Natalia – nie planowałyśmy tego, ale wyszło tak, że każda z osobna  miała po jednym, a trzeci robiłyśmy wspólnie z Monią i Robertem. U Natalii również było świątecznie – taki niedzielny obiad. Kotlety, ziemniaczki i sałatka, którą do tej pory wspomina się na Bobrku. Dziewczyny mogły też zobaczyć jak Nati mieszka, bo zajęcia przeniosły się do jej prywatnej kuchni. I tym razem nie było całej grupy – byłyśmy zaskoczone, bo wcześniej warsztaty kulinarne budziły u nich duży entuzjazm.
Trzeci i ostatni stacjonarny warsztat poprowadzili Cieślarowie i był on pełen rozmaitości – iście świąteczny. Tym razem grupa była większa, nas też drugie tyle (ja, Nati + Monia i Robert) a kuchnia wciąż tak samo mała, ale daliśmy radę. Zaczęliśmy od sałatki – taki misz masz =) jednocześnie przygotowując nadzienie do pysznych tart brokułowo-kurczakowych. Kiedy te ostatnie wylądowały w piecu, przyszła pora na sushi. Ta japońska przystawka jednym przypadła do gustu, innym nie, ale jak wspomniał Robert – obojętnym nie można pozostać. Potem już w babskim gronie, zajęłyśmy się chlebem. Tak zdrowego chleba pewnie jeszcze nie jedliście. Ziarna słonecznika, pestki dyni, otręby, prawdziwy zakwas i kilka tych najzdrowszych rodzajów mąki. Oj, wtedy się najedliśmy… Choć chleb był gotowy dopiero następnego dnia.
Ostatni warsztat  przeznaczony był na poznawanie nowych smaków. Pojechałyśmy więc do restauracji i zamówiłyśmy przyprawione orientalnie dania (z frytkami, ale cóż…) Okazało się jednak, że największą atrakcją dla dziewczyn nie była nowa kuchnia, lecz panowie kelnerzy=)
I tak skończył się listopad, a wraz z nim i nasze gotowanie, do którego powrócimy w przyszłym roku. Minęło też 48 minut mej jazdy pociągiem, minęłam Pszczynę i przede mną kolejnych 6 stacji do celu. W tym czasie wiele osób wsiadło i wielu opuściło pociąg relacji Katowice - Wisła Głębce. A dokąd Ty jedziesz?

poniedziałek, 10 grudnia 2012

(nie)spodziewana wizyta




Przyjechali samochodem. Nawet nie czerwonym. Nie było reniferów, sań czy nawet sanek. A jednak zaskoczyli wszystkich. Niektórzy trochę onieśmieleni, może troszkę przestraszeni, inni witali ich z uśmiechem, byli też tacy, którzy nieco wyśmiewali. Ale nikt nie przeszedł obojętnie. O kim mowa?
Dziś, szóstego grudnia  na bytomskim Bobrku pojawili się niezapowiedziani, aczkolwiek wcale nie nieproszeni goście. Grupa Pedagogów Ulicy „UNO” wcieliła się w postacie Świętego Mikołaja, Śnieżynki oraz Diabła i chodząc po placach tejże dzielnicy obdarowywała dzieci słodkościami. Jakaż to była radość, kiedy można było swe dłonie zanurzyć w wielkim, wypchanym po brzegi worku Świętego i wyjąć garść słodyczy. Do tego jeszcze czekolada od Diabełka lub Śnieżynki – oj, niektórym trudno było podjąć decyzję do kogo pójść po prezent, bo przecież nigdy nie wiadomo co też diabeł może nam podarować =) Ale dzieci były odważne i sięgały po dobroci równie często od Śnieżynki jak i od Diabełka. W ten sposób, w ten zimowy zimny dzień ponad 100 dzieci mogło ucieszyć się z niespodziewanego, czasem dodatkowego a czasem po prostu jedynego prezentu mikołajkowego, zaś wręczający podarki  grzali się ciepłem uśmiechów pojawiających się na buziach obdarowywanych dzieci.
Akcja mikołajkowa to jednak nie jednorazowa  aktywność GPU „UNO”. Troje pedagogów ulicy stale działa na Bobrku pracując z dziećmi i realizując różne projekty. Obecnie trwają warsztaty kulinarne będące częścią dużego projektu „Przez żołądek  do zdrowia”, który zakończy dopiero przyszłoroczne Śniadanie Wielkanocne. W tym roku przed sobą mają jeszcze kolację wigilijną dla swych podopiecznych oraz ich rodzin, można się więc spodziewać ok. 60 gości. Ale wyzwania są po to, aby je podejmować a Ty Czytelniku pamiętaj, że w myśl znanego hasła, też możesz zostać Świętym Mikołajem. 




Śnieżynka