Na początku, jak zwykle, nie obyło
się bez narzekania. A bo to już ktoś był, a bo to muzeum... i w
ogóle. W końcu jednak pojechały wszystkie. Trasę z Bobrka do
Radzionkowa pokonałyśmy korzystając z jakże często użytkowanej
przez nas komunikacji miejskiej. Po drodze zdążyłyśmy już
zmarznąć, więc widok muzeum tym bardziej nas ucieszył.
Wpadłyśmy wprost na projekcję nie aż
tak krótkiego filmu o chlebie. O tym jak się go piecze, z czego
jest zrobiony, jakim należy darzyć go szacunkiem... Zaraz potem
zaproszono nas do... toalety. W celu umycia rąk, oczywiście =) a
dalej dano w dłonie kawałek ciasta i do roboty! Pieczemy własne
chlebki. Ciasto należało podzielić na trzy części i zapleść z
niego warkocz (jak pan wspomniał, śpiewając przy tym prawy do
lewego, lewy do prawego =)). W czasie, gdy chlebki sobie rosły w
piecu, my zwiedzałyśmy dalej. Wysłuchałyśmy historii założyciela
muzeum, starszego pana, który niezwykle ciekawie opowiadał o swoim
życiu i początkach muzeum (które sam wybudował, na kredyt)
udzielając przy tym mnóstwa informacji na temat chleba. Następnie
trafiłyśmy pod opiekę pani przewodnik, która omówiła ogrom
zgromadzonych w muzeum form, przyrządów, maszyn itp. Chwila
przerwy, po czym zadzwonił dzwonek i trafiłyśmy do... szkolnej
klasy (a ciągle jesteśmy w Muzeum Chleba). Klasa stylizowana na
taką sprzed wieku, na drewnianych ławeczkach tabliczki i rysiki a
ochotnicy dostają nawet po łapkach drewnianym piórnikiem – jak
za dawnych czasów (na szczęście nie moich). Obok sala z
zabytkowymi komputerami i maszynami do pisania. Aż w końcu
przyszedł czas skosztować naszych wypieków! Każdy mógł zjeść
własnej roboty chleb, prosto z pieca, cieplutki, chrupiący, świeży.
Byłyśmy zachwycone.
Choć zwiedzanie trwa od 1,5 – 2
godzin, w ogóle się tego nie czuje. Przewodnicy opowiadają
ciekawie, zadając przy tym sporo pytań „publiczności”.
Dziewczynki, które wcześniej odwiedziły już Muzeum dały tutaj
popis wiedzy. Na koniec zabawiłyśmy na muzealnym (ale wręcz
nowoczesnym) placu zabaw, zakupiłyśmy po paczce „szkloków” =)
i zadowolone wróciłyśmy na Bobrek. Niestety, jam gapa i nie
wzięłam aparatu, więc zdjęć nie zobaczycie, ale na pewno wkrótce
wybierze się tam kolejna nasza grupa, więc kto wie... Najlepiej
sprawdźcie sami!
Kacha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz