Jest piątek - a piątki należą tylko do nas – do mnie i Natalii, bo Robert dzielnie się w tym czasie uczy. Sypie śnieg. Taka zawierucha, bo tego na ziemi już ubyło. Opatulona szczelnie, niestety bez rękawiczek, wsiadam w 183. Kierunek: Bobrek! Na miejscu spotykam się z Natalią. Razem wyruszamy na podbój dzielnicy, by zgarnąć chłopaków i „porwać” na łyżwy, oczywiście za zgodą rodziców/opiekunów. Kręcimy się tu i tam i powoli zbieramy naszą grupę – 3 Kamili i Tomka; Loki sobie odpuścił, a Arturek nie mógł z „przyczyn wyższych”. Pełni obaw, co do własnych umiejętności łyżwiarskich =) wyruszamy do Centrum Bytomia na lodowisko. Droga tam idzie gładko – chłopcy skupieni na rozmowach, nie rozrabiają. Punkt 16.00 wchodzimy (no dobra, trochę po). I co? Prawie wszystkie Kamile jeżdżą zawodowo! Który radził sobie troszeczkę gorzej niech pozostanie dla was zagadką. Za to wynagrodził to sobie zderzając się (przypadkowo? No pewnie, że przypadkowo!) z jedną łyżwiarką =). Po godzinie szalonego ślizgania się, kiedy nogi dają się już we znaki (i inne części ciała) schodzimy „na ląd”, by dogodzić naszym brzuszkom i trochę się ogrzać. Wybieramy pizzerię, gdzie zamawiamy 3 pizze plus nestea – czemu nie gorącą herbatę, tego nie wiem. Jemy i gadamy, gadamy i jemy (popijając herbatą, tą nieciepłą). Jest fajnie, chłopaki już planują kolejne wyjście na lodowisko, omawiamy też ferie. No i jeszcze powrót, więc żeby nie było zbyt grzecznie, chłopcy uciekli nam do „bany” (czyt. tramwaju). Nie było jednak najgorzej, bo obie z Natalią zdążyłyśmy na ten sam tramwaj i to idąc sobie zupełnie spokojnie. Wieczór skończył się więc małym zgrzytem, ale dzień i tak uważam za sympatyczny=).
Kacha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz