środa, 30 listopada 2011

„Streetworking – innowacyjna perspektywa pracy z ludźmi zagrożonymi wykluczeniem społecznym”

Z powodów technicznych (paskudne auto znów nie odpaliło, inni też mieli problem z dotarciem) na konferencji pojawiłam się niestety sama, ale chyba udało mi się "Opowiedzieć coś o naszym Bobrku".
Zainteresowanych odsyłam do artykułu http://www.wczestochowie.pl/kategoria//5090,dzieci-ulicy-jak-im-pomoc i relacji video http://www.czestochowa.pl/samorzad/wydarzenia_samorzad/przeciw-wykluczeniu-spolecznemu. Przyznam szczerze, że nabrałam wielkiej ochoty na zorganizowanie u nas konferencji o podobnej tematyce. Wstępne rozmowy właśnie zostały poczynione...

Monika

poniedziałek, 28 listopada 2011

Co u nas?

Koniec jesieni to w organizacjach czas intensywnej pracy nad budżetami i planowania działań na Nowy Rok.
U nas jest podobnie. Tworzenie budżetu to czasem niezła zabawa, wymagająca wszechstronnej wiedzy oraz sporego nagimastykowania się, by wszystkie cyferki pięknie się ze sobą zgadzały, a najlepiej wyszły na plus.
Nasz program pracy z dziećmi i młodzieżą na Bobrku żyje z dotacji zagranicznej (Światowa Federacja Luterańska), krajowych (Fundacja Wspólna Droga-United Way Polska) oraz ofiar prywatnych osób (chętnie bym ich tutaj wszystkich wymieniła, ale nie wiem, czy sobie tego życzą). Zdarza się, że ktoś podaruje jakieś dobra materialne, np. sprzęt komputerowy, ubrania, jedzenie, kosmetyki, słodycze, zasponsoruje bilety na mecz, do planetarium czy na tramwaj. Wartością dla nas jest także każde dobre słowo, które dodaje energii do działania, zainteresowanie mediów oraz osób publicznych streetworkingiem wśród dzieci i młodzieży.
Także ten blog jest dla nas dobrym narzędziem pracy, ponieważ sporo ludzi "poznało" nas właśnie poprzez niego. Pozdrawiamy wszystkich czytelników, którzy są rozsiani po całym świecie, m.in. w USA, Kanadzie, Rosji, na Ukrainie, w Czechach, Niemczech, Hiszpanii, Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii i Francji. Cieszymy się, że jesteście z nami, pomimo sporych odległości!
Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy jeszcze na początku drogi, ciągle się uczymy i uczyć będziemy, stale no nowo zadajemy sobie pytanie: Jak pomagać skutecznie?, by rzeczywiście pomóc, a nie zaszkodzić czy uszczęśliwić kogoś na siłę. Jesteśmy także świadomi pewnej odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa, w związku z byciem z drugim człowiekiem, szczególnie jeśli jest to osoba niepełnoletnia.
A co przed nami w tym tygodniu?
Dzisiaj kolejna odsłona warsztatów kulinarnych,a w roli głównej wystąpią pierogi. Na czwartek są zaplanowane tradycyjne placki ziemniaczane. Ciekawe jak pensjonariusze i pracownicy Domu Opieki "Ostoja Pokoju" znoszą te wszystkie cudowne zapachy? Przypomnę, że gotujemy w gościnnych progach tego domu pomocy społecznej.
Jutro wybieramy się do Częstochowy na konferencję "Streetworking. Innowacyjna perspektywa pracy z ludźmi zagrożonymi wykluczeniem społecznym". Zostaliśmy zaproszeni przez zaprzyjaźnioną organizację Stowarzyszenie Pedagogiki Alternatywnej o wdzięcznym skrócie SPA. Opowiemy o naszym programie pracy na Bobrku.
W sobotę z kolei grupa dzieciaków wyjedzie do Bielska-Białej na warsztaty egiptologa prowadzone przez archeologów, które odbędą się w muzeum na Zamku. Relacje z wszystkich wymienionych akcji zamieścimy na blogu. Do następnego razu!
Monika

piątek, 25 listopada 2011

A może tak kotlecika?




Stoję na przystanku pl. Szpitalny w Miechowicach. Jest parę minut po 13.00, a ja czekam na szczęśliwy numerek, którym dla mnie jest 183. Czekam i zastanawiam się, jak to będzie dzisiaj. Pomysł na przepis wziął się stąd, że gdy byliśmy na wyjeździe w górach w maju, to byliśmy w karczmie góralskiej. Dobre jedzenie w zadowalającej cenie do ilości. Ja lubię pojeść. Więc byliśmy już w lokalu i mała konsternacja, co zamówić. Podaję im, do jakiej kwoty mogą zamówić i proszę, by sami wybrali, co chcą jeść. Po chwili, jednak ktoś wybiera kotleta de volaille i było to jak koło ratunkowe dla pozostałych. Zamówiliśmy siedem kotletów i dwa inne dania. Było zabawnie i wesoło. Poszedłem zostawić dane do f-vat i zapłacić. Pani woli po posiłku więc grzecznie odszedłem. Czekaliśmy dość długo na posiłki, zjedliśmy z małymi problemami, bo porcje były duże. Gdy ostatnia osoba uporała się z zawartością talerza, ubraliśmy się i wyszliśmy. Wyjazd skończył się wcześniej o jeden dzień. Gdy przyjechałem do siedziby mojej organizacji, podszedł do mnie ks. dyr.Grzegorz Giemza i pyta: Byłeś z chłopakami w Ustroniu w karczmie? Mówię: Byłem. Odpowiedź jest szybka i prosta: to idź zapłać ;)
Autobus dojechał na miejsce. Idę odwiedzić nową siedzibę MOPR-u i PAL-u. W PAL-u spotykam się z Aleksandrą i Mirkiem, a po kilkunastu minutach dociera Natalia. Ogrzani ciepłem budynku ruszamy w teren. Na hałdach, tzn. ich resztkach, spotykam kilku chłopaków. Pracują, wydobywają węgiel z odpadów, które tutaj wysypuje chyba kopalnia. Można w tej mieszance kamieni, ziemi i Bóg wie czego, znaleźć także węgiel i złom. Chłopcy zbierają trochę tego i tego. Rozmawiamy. Idziemy z powrotem w stronę budynków i spotykamy powoli prawie wszystkich z drugiej grupy. Dziś znów nie ma dwóch osób, co zaczyna mnie trochę irytować. Można posłać przecież SMS-a? Czy może wymagam zbyt wiele? Coś czuję po kościach, że będę musiał wyrzucić jedną osobę, by dać przykład, jeśli powodem nieobecności jest lenistwo. By to sprawdzić, muszę iść w poniedziałek do domów. W sześć osób ruszamy do Miechowic. Szybkie zakupy, które tym razem są trudniejsze. Jest wiele kłótni, jakie masło kupić i które produkty są lepsze, a które gorsze. Wiele wyborów opiera się na zasadzie: z której ręki? (w każdej jest np. ser, ale inny/lub droższy). Mając wszystko idziemy do naszej kuchni. Naszej przynajmniej do 19.00. Dziś kotlet de volaille z pieczonymi ziemniaczkami i mizerią. Roboty w pysk, a tu już 16.30. Zabieramy się do pracy. Pod nóż trafiają ziemniaki i ogórki. Dzielimy się pracą. Uczymy się zaczynać i kończyć dane zadanie w kuchni. Nauka nie jest łatwa. Gdy ziemniaki już są przygotowane, a ogórek utarty, zabieramy się za mięso. Każdy ma swoją pierś z kurczaka. Najpierw nacinamy pierś od str. wewnętrznej i rozbijamy płat mięsa, starając się nie zrobić w nim dziur. Na tak przygotowane mięso kładziemy dobry plaster szynki. Formujemy wałki z masy serowo-masłowo-pietruszkowej, kładziemy na szynce i ciasno zwijamy. Maczamy w mące, jajku, mące i jeszcze raz w jajku i na końcu w bułce tartej. Rolady są duże, nawet mega duże. Pierwszą roladę robi W., potem J., M. i B. Na końcu Natalia i ja. Ziemniaki wylądowały już w piekarniku. Składniki mizerii się przenikają. Kotlety są już na patelni. Pieką się w dwóch ratach i dla pewności, że są już dobre, lądują na 10 minut w piekarniku. Stół został w między czasie nakryty. Już wiem, że dziś nie posprzątamy, bo nie zdążymy na autobus. Muszę to zrobić jutro rano. Danie jest rewelacyjne. Każdemu został duży kawałek kotleta, który każdy zabiera do domu, by inni też mogli skosztować. Idziemy na autobus, który mamy o 19.09. To był fantastyczny czas, a potrawa wyszła rewelacyjnie. Ja z dzieciakami wysiadam na Bobrku, a Natalia jedzie dalej, do domu. Po drodze spotykam jeszcze K., który zdaje mi relacje z dnia oraz K., którego też dawno nie widziałem. Żegnam się i wracam na mój autobus, który mam o 19.49. Z pełnym brzuchem i pełen dobrych myśli nawet nie zauważyłem, że wybrałem drogę do przystanku przez ciemne podwórka i długą bramę, przez którą rok temu nigdy bym nie przeszedł. Uczucie ciepła walczy z przenikającym chłodem, który zostawiam za sobą wsiadając w autobus do domu.

środa, 23 listopada 2011

Warsztaty kulinarne odsłona II







      Dziś jestem na Bobrku po 14.00. W mojej pojemnej kurtce znalazło się miejsce na aparat, dokumenty, zgody, rękawiczki, a także na kawałek rudy manganu, który otrzymałem od jednego z napotkanych chłopaków. Teren huty szybko się zmienia, gdy idę zobaczyć ile udało się dziś zebrać złomu jednemu z chłopków, to wiem, że możliwość zarobku w ten sposób się kończy. Firma, która ma koncesję musi uporządkować teren do końca 2012roku. Mija nas mnóstwo tirów, które przejeżdżając wznoszą tumany kurzu i brudu. W krzakach i pod liśćmi w różnych miejscach K. ma schowany złom. Będzie tego z 40kg. Widzę, jaki jest dumny. Szybki pieniądz. Spotykamy resztę chłopków. Dziś znów nie będzie D. Widzę, że reszta chłopków robi się nerwowa. Są wkurzeni, że oni biorą udział, a ktoś nie. A potem, chce jechać na wycieczkę. Ustaliliśmy, że kto opuści dwa warsztaty, ten będzie musiał odejść. Na każde miejsce mam 12 chętnych. Nasze działania są znane i popularne w dzielnicy. Potrzeby są duże. Zasada pracy jest prosta. Małe grupy- to ma sens. W dużych jest dużo osób, a mało relacji. Więc dziś znów jedziemy w 5 osób. Humor mamy dobry i chłód nam nie doskwiera. Jedziemy 183 na Miechowice. Po drodze zakupy w Lidlu. Dziś Pizza! Moje ulubione danie z kuchni śląskiej. Ustaliłem taki klucz warsztatów: sześć dań z kuchni śląskiej i sześć propozycji ich własnych. Dzisiejsza grupa wybrała sobie pizzę. Za tydzień będą robić coś z kuchni śląskiej. Kupiliśmy wszystkie potrzebne składniki. Planujemy zrobić dwie pizze: jedną z cebulką i boczkiem a drugą z szynką. Mamy trzy rodzaje sera w tym mozzarellę. Zabieramy się za przygotowanie ciasta. Przepis prosty i sprawdzony. K. zajmuje się mieszaniem składników. Ręce kleją się od ciasta. Dosypujemy ciasta aż nabiera jednolitej konsystencji. Gdy już jest gotowe odstawiamy w ciepłe miejsce. Przygotowanie pozostałych składników daje nam wiele frajdy. Dzielimy się na dwie grupy. Pierwsza zabiera swą część ciasta i robi swoją pizzę- cebulowo- boczkową. Ciasto jest idealne. Szybkie ruchy rąk i placek nabiera pożądanych kształtów. Czas na sos pomidorowy, który ląduje obficie na spodzie ciasta. Reszta składników w zdolnych rękach kucharzy, równomiernie, znajduje swoje miejsce. Trzy sery to już formalność i pierwsze dzieło kulinarne ląduje w piekarniku. Jeszcze tylko 15-18 minut i możemy wcinać. Widzę radość z pracy. Wszyscy czekamy na moment, kiedy będziemy mogli wbić swoje zęby w aromatycznym kawałku ciasta. Zapachy są nieziemskie. W międzyczasie przygotowujemy kolejne placek. Wybija godzina zero. Na nakrytym wcześniej stole ląduje smakowita blacha z kawałkiem konkretnej pizzy. Nie czekamy, tylko jemy. Dawno nie jadłem lepszej pizzy, choć sam robię pizzę 1-2 w tygodniu a znajomi mówią, że mam do tego talent. Pizza chłopków jest naprawdę pyszna. Roztopiony ser jest balsamem dla ust, a aromat kompozycji cebulowo- boczkowo- ziołowej może przyprawić o zawrót głowy. Szybko robimy kolejną pizzę, która ląduje tam gdzie jej miejsce, czyli w piecu. Atmosfera przy stole jest biesiadna. Po kilku minutach wysiada piekarnik. Myślę, to już koniec. Może się dopiecze. Po kilku minutach energia i moc wraca i pizza znów jest w odpowiedniej temperaturze. Druga pizza jest wyborna. Kompozycja dobrej szynki z dużą ilością sera i ziół na dobrze wyrobionym cieście to jest to. Gdy konsumpcja dobiega końca czas na porządki. Dziś dyżur ma K. i K. Oddajemy kuchnię w nie najgorszym porządku. Mamy jeszcze 35 minut do autobusu i idziemy na karuzelę, która choć pamięta czasy Gierka, ciągle jeszcze się szybko kręci. Czas mija nam wspaniale. Będąc chwilę na karuzeli, miałem obawę, czy nie zgubię tych smakowitych pizz za raz. Ale wszystko u wszystkich zostało na swoich miejscach. Idziemy na przystanek i w dobrych nastrojach planujemy kolejne gotowanie. Co tym razem? Niech to będzie dla was niespodzianka.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Afryka nie tylko dziczą

            Jest przed 6.00 rano. Sobota, dzień wyjazdu do Staszowa. Robię sobie małą czarną w mym termicznym kubku, zabieram plecak, parę gier i projektor multimedialny. Na podwórku jest zimno, ale słońce zaczyna przebijać się przez gęste chmury. Odpalam białą strzałę w wersji de Lux i jadę na Bobrek. Jestem o 7.00 na ul. Stalowej, gdzie ekipa na pierwszy wyjazd studyjny jest już w komplecie. Jedzie A, P, D i K a po drodze zabieramy jeszcze Natalię. Cel jest jeden: doświadczyć jak młodzi ludzie realizują swój własny projekt oraz wrócić i chcieć zrobić swój własny, tu na Bobrku. Po niecałych czterech godzinach jesteśmy w Staszowie, w województwie świętokrzyskim. O 11.00 rusza program afrykański, który jest częścią projektu o nazwie „Afryka nie tylko dziczą”. Opiekuje się nami Kasia, która jest koordynatorką projektu. Projekt trwa ok. 265 dni i dotychczas odbyły się warsztaty z gry na bębnach, decoupage, przegląd filmów afrykańskich, a dziś na scenie przed budynkiem biblioteki ma miejsce happening afrykański. Po ciepłej herbatce i otwarciu festiwalu ruszamy, jako pomoc z ankietami na miasto. Mają jeden cel, zachęcić przechodniów, mieszkańców do udziału w przedsięwzięciu. Jest możliwość degustacji afrykańskich przysmaków. Ja po łyku czerwonego napoju jestem rozgrzany. Jedno jest pewne, ten smak zostanie ze mną do końca mych dni! Następne spotkanie mamy o 17.00 więc idziemy coś zjeść i ruszamy na kwaterę. Nocujemy w pałacu w Kurozwękach, a dokładnie w części o sugestywnej nazwie Piwowarnia. Pokoje są schludne, czyste a woda pod prysznicem gorąca. Ruszamy, by zdążyć na umówioną godzinę. Choć nasza opiekunka wyjaśniła nam drogę, po dwóch próbach rezygnuję i dzwonię po pomoc. Trafiamy do domu kultury, gdzie Basia Zamożniewicz, prezes Fundacji FARMa już na nas czeka. Nie wiedziałem, że przez 90 minut można tyle i w taki przyjazny sposób opowiedzieć i przybliżyć program „Młodzież w działaniu”. Warto pisać i realizować projekty. Nie ma głupich pomysłów na projekt. Każdy projekt ma swoją dynamikę i czarną dziurę i to jest O.K. Tylko trzeba o tym wiedzieć. Nawet 16-latka może i potrafi zrealizować super projekt. Oglądamy jeszcze film z super festiwalu TOTU, gdzie zaangażowanych było ponad 30 wolontariuszy. Po spotkaniu idziemy jeszcze na pizzę z wolontariuszkami FARMy, gdzie możemy jeszcze słuchać i po prostu ze sobą być. Wieczorem impreza przenosi się do naszego (męskiego) pokoju. Na stole ląduje gra „Wsiąść do pociągu”. Ja padam na ryjek o 23.32. Prysznic i spać. Impreza przenosi się do części damskiej. Dobrze, że śniadanie jest zamówione na 9.30. Ranek nadchodzi szybciej niż powinien. Zmuszam się do spakowania rzeczy i już w komplecie zasiadamy do stołu w jadalni barokowej, a może jakiejś innej. Jeden pies, a może kot albo bizon! Po śniadaniu idziemy zobaczyć bizony i mini zoo. Są także huśtawki, takie pożarne, na których można się huśtać pod niebo. Czas żegnać się z tym urokliwym i spokojnym miejscem i ruszyć w dalszą drogę. Jedziemy do Szydłowa, gdzie teraz wioskę, a kiedyś miasto otaczają pieknie odrestaurowane mury obronne. Po godzinnym zwiedzaniu i zaglądaniu w każdą dziurę jedziemy do Krakowa. Niedzielne podróżowanie ma swój urok, szczególnie, kiedy jedzie się przez piękne tereny małopolski. O 13.30 jesteśmy na Wawelu i idziemy zobaczyć grób Śp. Lecha i Marii Kaczyńskich, potem Katedra, Rynek, sukiennice, Mc Donald’s i możemy chyba wracać do domu? Nie, jeszcze po drodze spotkaliśmy Franciszka Smudę, ale niestety bez reprezentacji. Teraz możemy już wracać. Po 17.00 jesteśmy na Bobrku. Dla mnie był to intensywny czas i myślę, że nie tylko dla mnie. Był to super fajny czas, mam nadzieję nie tylko dla mnie, a jeśli nawet to, co? Nic, żyje się dalej.

czwartek, 17 listopada 2011

Grupa druga. Warsztaty czas zacząć!



W warsztatach kulinarnych biorą udział dwie grupy, w czwartek pierwsze warsztaty miała grupa druga. Około 14-tej byliśmy z Robertem na dzielnicy, spędziliśmy czas z dzieciakami i czekaliśmy aż zbiorą się osoby, które pojadą z nami do Miechowic. I tak około godziny 15-tej byliśmy już niestety w niepełnym składzie, ponieważ dwoje uczestników nie mogło pojechać. Po dotarciu na miejsce obejrzeliśmy kuchnię i wszystkie sprzęty, z których będziemy korzystać. Zaplanowaliśmy zrobienie jajecznicy, tak na dobry początek. Ale co to była za jajecznica! Dzieci zrobiły wszystko same, W. kroił cebulę (nie obyło się bez drobnych łez), B. przygotował boczek i szczypiorek, dziewczyny kroiły kiełbasę. Wszyscy razem wbijaliśmy jajka, bo było ich naprawdę dużo. Potem wielkie mieszanie i oczywiście degustacja. Szczerze powiem, dawno nie jadłam tak dobrej jajecznicy. Kuchnia jest wspaniałym miejscem w taką pogodę, jest ciepło i przyjemnie. Na koniec wielkie sprzątanie i powrót na dzielnicę. Udało nam sie nakręcić kamerą relację z warsztatów, mam nadzieję, że na koniec projektu wyjdzie z tego fajny film. Następnym razem gotujemy coś, co wymyślą dzieciaki, są już pewne plany, ale ich na razie nie zdradzam. Byle do przyszłego tygodnia ;)
Nati

wtorek, 15 listopada 2011

Gdzie kucharek sześć...

...no, my jeszcze mamy, co jeść. 14-go listopada pierwsza grupa chłopaków z Bobrka rozpoczęła warsztaty kulinarne. Zaczęliśmy od smażonki, czyli starej dobrej jajecznicy. No i wyszła naprawdę pysznie! Chłopcy się napracowali; najpierw sami zrobili zakupy, a potem wszystko przygotowali: dzielnie kroili cebule (obyło się bez łez), durzucili też równiutko pokrojoną kiełbasę i boczek oraz sznytlok=)Kamil profesjonalnie rozbijajł jajka (a było ich trochę) a Artur jak zawodowy kucharz stał przy woku, póki danie nie było gotowe. Na koniec wszyscy zasiedliśmy do stołu i to zjedzenie wspólnie wypracowanej jajecznicy okazało się chyba najtrudniejsze=) Nie żeby była niedobra, bo wręcz przeciwnie, ale chłopaki raz po raz wybuchali salwami śmiechu. W tej wesołej atmosferze wymyślili już kilka propozycji dań na kolejne zajęcia. Hmm... ponoć mężczyźni to najlepsi kucharze. Już wkrótce przekonamy się jak w kuchni poradzi sobie druga grupa, gdzie chłopców w sztuce kulinarnej wspierać będą dziewczyny.
Kasia Kukucz

Informacje o warsztatach "Z żuru chłop jak z muru".

Info o pedagogice ulicy w Bytomiu Bobrku.

   Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP oraz Parafia Luterańska w Miechowicach jest od 2010 r. realizatorem projektu z zakresu pedagogiki ulicy na terenie Bytomia Bobrka. Celem działań jest wspieranie, dostarczanie dobrych  narzędzi, a także rozwój osobisty młodych ludzi, po to, by zmniejszyć ich zagrożenie marginalizacją oraz wykluczeniem społecznym. Miejscem wspólnych zajęć jest otwarta przestrzeń uliczna, podwórka, tereny zielone w dzielnicy, a także różne instytucje Górnego Śląska. Regularne spotkania z pedagogiem ulicy, bezpieczna i twórcza  zabawa ,  udział w warsztatach,  są działaniami docierającymi bezpośrednio do dzieci i młodzieży w ich normalnej sytuacji życiowej.

            Warsztaty kulinarne „Z żuru chłop jak z muru” stanowią integralną część programu Misja ULICA i są drugim projektem naszych podopiecznych, który udało się zrealizować dzięki dotacji naszego głównego partnera Fundacji Wspólna Droga-United Way Polska z Warszawy.
Pierwszym projektem były warsztaty fotograficzne „Bobrek oczami dziecka” z których powstała wystawa „Choć opowiem Ci o moim Bobrku”.

            Informacje o warsztatach kulinarnych „Z żuru chłop jak z muru”.

     Projekt ma na celu edukację młodych ludzi z zakresu żywienia i przygotowania posiłków. Od 14 listopada 2011r. do końca lutego 2012r. zorganizujemy cykl 24 warsztatów kulinarnych między innymi z kuchni śląskiej dla dwóch 6-osobowych grup dzieci i młodzieży z dzielnicy Bobrek. Odbędą się także trzy wycieczki tematyczne.  Planujemy zwiedzić muzeum Dom Chleba w Radzionkowie, zabytkową kopalnię węgla Guido w Zabrzu oraz zabytkową kopalnię soli w Wieliczce, by poznać warunki pracy i życia górników. Sprawdzianem wiedzy i zdolności kulinarnych dla młodych adeptów sztuki kulinarnej będzie kilkudniowy wyjazd na ferie zimowe, gdzie uczestnicy sami będą przygotowywać swoje posiłki. Powstanie również mini książka kucharska m. in. z przepisami potraw wykonywanych na warsztatach.
     Nietypowa forma i inicjatywa chce dostarczyć nie tylko zdrowych i tanich posiłków, ale także dać wiedzę, umiejętności oraz wpływać na nawyki żywieniowe naszych podopiecznych oraz przybliżyć poprzez przygodę z gotowaniem kulturę i historię regionu.
   W projekt są zaangażowani kucharze wolontariusze, m.in. proboszcz Parafi ewangelickiej w Bytomiu Miechowicach ks. Jan Kurko oraz osoby, które zajmują się gotowaniem profesjonalnie.
   Warsztaty odbywają się w Domu Pomocy Społecznej-Ewangelickim Domu Opieki „Ostoja Pokoju” w Bytomiu Miechowicach, w specjalnej przeznaczonej do tego typu działań kuchni. Gotujemy w poniedziałki i w czwartki, w dwóch koedukacyjnych grupach.
   Informacje o przebiegu projektu będą się pojawiać na blogu www.streetworker.blogspot.com na stronach www.cme.org.pl. Powstanie także audycja radiowa i reportaż. Projekt prowadzi Robert Cieślar, pracownik ds. pedagogiki ulicy oraz dwie wolontariuszki Natalia Czachor i Kasia Kukucz.
           
            Info o dzieciach:
            W młodych ludziach są niezbadane pokłady energii. Ich dynamika, nieprzewidywalność, świeżość indywidualnego spojrzenia i przez żadną teorię niespaczona ciekawość świata, , a także kod zachowań i język sprawiają, że wspólna praca może przynieść niesamowite efekty i jest wielką przygodą. Każdy z tych młodych kucharzy ma ogromny potencjał twórczy a wspólne gotowanie jest jedną z  przestrzeni wspólnego oddziaływania.

Kontakt:
Monika Cieślar,
koordynator programu Misja ULICA
tel. 693927373

i/lub

Robert Cieślar,
pracownik ds. pedagogiki ulicy
tel. 693927373