Tuż po Festiwalu Zabawy, jakże
energetycznym, kolorowym a nawet cyrkowym, 29go lipca
dziewięcioosobowa grupa dziewczynek (nasza grupa powiększona o dwie
młodsze koleżanki) wyruszyła na 6-dniowy wypad w góry do jakże
uroczej i pięknie położonej małej miejscowości o nazwie
Dzięgielów. W babskim składzie wyruszyłyśmy pociągiem ze stacji
Bytom aż do Goleszowa, zaliczając „po drodze” przesiadkę w
Katowicach. Na nasze miejsce docelowe dowiózł nas już Robert,
który w czasie naszego wypadu służył nam samochodem i swoją
pomocą. Monia, Robert: Dzięki za wasze wsparcie!
A więc jesteśmy na południu. Czas
na kolację, rozlokowanie się w pokojach, adaptację. Dominuje
nastrój ekscytacji, radosnej chęci poznawania. Zapowiada się
nieprzespana noc. Już pierwszego wieczora króluje mafia, gra która
zrobi furorę i pozostanie z nami do końca wyjazdu. I choć tak
naprawdę do końca uda się nam zagrać może raz, to i tak
dziewczynom nigdy się nie nudzi i niezmordowane próbują dograć do
finału starając się nie zdradzić swojej roli – z tym miałyśmy
największy problem =) Wieczór trwał jeszcze długo.
Zaś ranek nastał wcześnie =) teraz
uśmiecham się, gdy to piszę, ale wierzcie mi, jeszcze nigdy nie
wróciłam z żadnego obozu (a byłam na różnych i to dłuższych)
tak zmęczona. Ale po kolei. Pierwsza nasza wycieczka znalazła kres
w Skoczowie – mojej małej ojczyźnie =) Tam wykąpałyśmy się w
basenie; królowała 93-metrowa zjeżdżalnia oraz jacuzzi z cudownie
ciepłą wodą i nietypowymi osobistościami =), pokulałyśmy też
kule grając w bowling. Następnie zwiedziłyśmy rynek małego
miasteczka, po czym zjadłyśmy obiad w pobliskiej restauracji. Tutaj
każde dziecko miało możliwość zamówienia dania, które samo
wybrało. Przekrój naszych posiłków był szeroki: od ryb po
kotlety, od frytek po ziemniaczki śmieszki, od sałatek po surówki,
aż po naleśniki. I naprawdę miałyśmy problem żeby zjeść to
wszystko. Z pełnymi brzuchami ruszyłyśmy spacerkiem, by chwilę
odetchnąć na placu zabaw i ruszyć z powrotem do Dzięgielowa.
Wieczorem nie obyło się bez mafii jak i innych gier, nocnych
pogaduszek i nieustanie nam towarzyszącej muzyki z telefonu.
I nastał dzień trzeci =) taki
kryzysowy chyba dla nas wszystkich. Zaczęłyśmy go długą pobudką,
bo dziewczyny po nocnym balowaniu miały problem z wstaniem na 9tą.
Ale się udało, po śniadaniu wyruszyłyśmy więc do Cieszyna. Tam
zwiedziłyśmy Wzgórze Zamkowe podziwiając widok znany m. in. z
banknotu 20 złotowego – Rotundę Romańską, weszłyśmy też na
Wieżę Piastowską. Następne 2 godziny spędziłyśmy w kinie
oglądając kolejne przygody wiewióra, który goni za żołędziem
=) Udało nam się też zauważyć jak powstaje film o mieście
kręcony przez śląską telewizję. Nie można być w Cieszynie i
nie zobaczyć słynnej Studni Trzech Braci, od której, jak głosi
legenda, Cieszyn bierze swe początki. Po małym co nieco
przekroczyłyśmy granicę i tak znalazłyśmy się w Czechach.
Odpoczywałyśmy nad Olzą, rzucałyśmy kaczki (nie w kaczki) i dużą
radość sprawiło nam mówienie mieszkańcom innego przecież kraju:
„Dobri den” =) Na koniec wycieczki wróciłyśmy do polskiej
części miasta, by zakosztować pysznej herbaty w pobliskiej
herbaciarni, po czym wróciłyśmy na miejsce noclegu. Wieczór w
Dzięgielowie upłynął na konkursie prezentowania swych talentów i
jak z początku bawiłyśmy się świetnie, to niestety nie
skończyło się już tak miło. Ale nie ma co więcej gadać...
O kolejnych dniach opowie Wam Natalia.
Kacha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz