Rozpoczynamy nasz nowy projekt 2017-2018
środa, 11 sierpnia 2010
6 sierpień 2010r.
Dzisiaj nad Bobrkiem oberwanie chmury. Szedłem za grupką nowych dzieci. Chciałem zobaczyć gdzie idą i co robią. Czas, który mam, pozwala mi mieć jeszcze jedną grupę w innej części dzielnicy. Wracając, złapał mnie deszcz. Schowałem się w jednej z trzech dużych betonowych rur o średnicy ok. 2m, które nie zostały jeszcze zakopane. To nie był zwykły kapuśniaczek ani zwykła burza. Waliło deszczem i gradem na przemian. Do tego efekty świetlne zapewniała firma „Piorun”, która dostarczała najlepszej klasy błysk w odstępach, co kilka sekund. Grzmot i huk był przerażający. Miałem wrażenie, że zaraz we mnie walnie. Nie było gdzie uciec. Dookoła wolna przestrzeń. Za mną małe wzniesienie. A ja pośrodku w rurze. Zastanawiałem się przez chwile, co by było, gdybym tu zginął? Pewnie znalazłyby mnie pewnie pierwsze dzieci. Takie rury, to frajda zabawy przez kilka dobrych godzin. Teren, na którym byłem, był niżej niż reszta dzielnicy. Woda szybko zbierała się na błotnistej drodze. Jeszcze kilka chwil temu, sucha, spękana ziemia, teraz wielkie mokre bagno…z trzema rurami, a w środku ja. Nie było mi wesoło, bo nawałnica szalała nade mną. Takie miałem uczucie. Takich wrażeń dawno nie miałem. Zobaczyłem człowieka. Szedł po kostki przez wodę. Wracał pewnie z „roboty” na hałdzie. Krzyknąłem. Były trzy rury. Długie. Miejsca dość i w miarę bezpieczne oraz sucho. Zatrzymał się. Nie wiedział, kto i skąd woła. Przez ten gęsty mrok zmieszany z deszczem mnie nie dostrzegł. Machnął ręką i poszedł dalej. Nawałnica ustawała. Pozostało mi nic innego jak wracać do domu. Przedarłem się przez to bagno i w końcu cały brudny, udałem się na przystanek, gdzie wsiadłszy w 183 udałem się do domu. Chłopców z wczoraj nie spotkałem. Opony pod śmietnikiem, także;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz