czwartek, 29 września 2011

Od domu do domu

            Po wczorajszym bejsbolu bolą mnie nogi. I nic dziwnego, graliśmy w dziesięciu na ogromnym boisku Stalki, czyli Stal Bobrek Bytom. Boisko jest teraz wykoszone i tylko tam możliwe jest zagrać w tę amerykańską grę. Graliśmy ponad dwie godziny. Zabawa przednia. Dziś nie biorę żadnego sprzętu, choć mam wszystko w samochodzie. Biorę tylko mały plecak z teczką, w której znajdują się zgody na dwie imprezy. Jedną z nich jest OZME w Wiśle, a drugą Monster Jam we Wrocławiu. Na OZME jadą dwie osoby. Będą się zajmować wystawą fotograficzną, której są autorami. Wyjazd już jutro i jest mało czasu. Idę do pierwszej mamy, a potem przez 3 godziny odwiedzam kilka rodzin. Do Wrocławia jadą dwie nowe osoby, które jeszcze nigdzie ze mną nie były. Tam jestem najdłużej. Rozmowa jest szeroka i poruszanych jest dużo wątków. Szkoła, edukacja, wychowanie, system pomocy, a ja słucham... Nie czuję roszczeń, ale smutek i gniew na sposób traktowania tych i wielu kobiet, rodzin w Polsce. Rada Pani z pomocy społecznej na brak kasy: proszę sprzedać lodówkę, pralkę i telewizor- przecież są Pani niepotrzebne! Dziś wysłuchałem wielu podobnych historii. Jest kilka minut po 18.00 i mam komplet osób na obie imprezy. Idę jeszcze z chłopakami na hutę. Znajdujemy 150-o kilogramowego skrzepa. Skrzep to nieprzetopiona ruda żelaza. Cena  0,3zł/ kg. Spotkaliśmy jeszcze kilku małolatów, którzy próbowali wyrwać kawałek szyny zakopanej w ziemi…, ale póki co im się nie udało. Żegnam się i idę jeszcze na szachownicę, gdzie stała grupka młodzieży gra w remika. Po 19.00 biorę kurs na Miechowice, pojadę dziś do domu nowo otwartym szlakiem Matki Ewy.

poniedziałek, 26 września 2011

Planetarium


            W czwartek otrzymuję telefon, że zgłosił się darczyńca, który zaprasza grupę około 30 dzieci z rodzicami do Chorzowskiego Planetarium. Wejście do niebiańskiej kopuły, możliwe będzie w niedzielę, 25 września. Mam mało czasu. Musimy szybko reagować i działać. W czwartek, ja i Monika byliśmy w Dzięgielowie w naszej siedzibie. Dzwonię do Oli i Mirka z PAL-u. Mamy podpisane partnerstwo o wspólnym działaniu, przekazywaniu informacji, itp. Odbiera Mirek, mogą zachęcić 14 osób, dzieci i rodziców/opiekunów do wycieczki. Pewne osoby. Szybka piłka.. Ja swoją grupę załatwię w piątek, będąc na Bobrku, dzień później, zachęcam chłopaków, lecz gdy dowiadują się, że jadą młodsze dzieci-część rezygnuje. Ok. Czemu muszą jeździć na wszystko? Zawsze się zgadzać? Idę zaprosić te dzieci, z którymi miałem kontakt, rodzeństwo chłopaków czy kilku nowych. Liczba chętnych na godzinę 16.30 wynosi 28 osób. W sobotę mnie nie ma, już niczego nie dopilnuję. Jadę w niedzielę parę minut po godz. 8.00 z lekką obawą, kto będzie. Na placu zabaw przed naszym kościołem są już pierwsze osoby. Witam się i przedstawiam. Do godziny 9.00 jest już komplet i liczba uczestników wynosi 25 osób. Dziesięcioro dorosłych i piętnaścioro dzieci. Idziemy na banę. Mamy jedną przesiadkę w Bytomiu. Tam dołącza do nas Ola i już w pełnym składzie jedziemy tramwajem nr 6. Atmosfera wycieczki jest fajna. Śmiechy, zabawy i rozmowy towarzyszą nam do samego Planetarium. Pokaz trwał 40 minu,t a ciemność jaka panowała, wystraszyła niejednego amatora gwiazd. Ja sam się lekko wystraszyłem, gdy nasz statek kosmiczny „Planetarium 1” po deszczu meteorytów, doznał uszkodzenia i nagle na sali zapaliła się pomarańczowa lampka. Efekt przerażający. Cała podróż jednakże zakończyła się szczęśliwie i bezpiecznie mogliśmy opuścić Planetarium. Wracając, dzieci biegały, korzystając z ogromnych przestrzeni skąpanego w jesiennym słońcu parku, a my dorośli- ja na pewno-mogliśmy się choć chwilę zrelaksować. Podróż po Układzie Słonecznym i cała eskapada mocno nas zmęczyła, a niektórych uśpiła. Parę minut po 13.30 byliśmy z powrotem u siebie. Uczestnicy prosili o przekazanie serdecznych podziękowań w ich imieniu darczyńcom.  Żegnam się i wracam do Miechowic.

środa, 21 września 2011

Bobrek jest piękny...

Film pokazała mi kiedyś Ewa Szymczyk, ale nie mogłem go znaleźć, aż do teraz.
Przesłany przez dnia 14 lut 2011 a to wpis autora:
"Bytom Bobrek... miejsce magiczne uduchowione, jedno z piękniejszych na Śląsku.
Wiem, że większość ludzi ma zupełnie inne skojarzenia, ale kiedy stanąłem nocą na hałdzie przy hucie i zobaczyłem pulsującą łunę dreszcze przeszyły moje ciało...
Miałem wrażenie, że moje serce bije w rytmie ziejącego ognia z komina. Wtedy nic więcej nie miało znaczenia. Tak silne emocje obudziły się w mej głowie, że nie znam słów, żeby określić ten stan.
To było jak oczyszczenie... Ten rytm zostanie już we mnie na zawsze.
Bart
PS Autorami muzyki są Hoarfrost i Inner Vision Laboratory"

Zapraszam do oglądania!

wtorek, 20 września 2011

Daj mi tę noc…


            Jest niedziela. Pierwszy dzień tygodnia dla jednych, drugi dzień tygodnia dla drugich, ostatni dzień tygodnia dla trzecich, a dla jeszcze innych kolejny zwykły dzień. To właśnie dzisiaj jest trzeci piknik mieszkańców Bobrka. Po raz pierwszy w nowym miejscu na pl. Drzymały. Jesteśmy tam parę minut po 14.00, tzn., moja żona i córka, Madzia, pracownik ds. wolontariatu, nasza wolontariuszka Kasia, a także ja. Większość rzeczy i sprzętu już jest rozstawionych. Harcerze stawiają właśnie namioty typu NS dla naszej i PAL-owskiej wystawy. Szybko budują dwa namioty obok siebie i możemy się rozstawiać na kilkunastu antyramach. Mamy ponad 20 zdjęć. Na środku stawiamy stół i rozkładamy ulotki o naszej organizacji. Wystawa jest już prawie zainstalowana, gdy dobiega do moich uszu dźwięk muzyki. To zbliżająca się od ul. Stalowej orkiestra górnicza, której przepiękne melodie rozpoczynają święto mieszkańców Bobrka. Obok nas stoi dmuchana ścianka wspinaczkowa harcerzy. Plac ma dwie strefy, jedna jest odgrodzona od reszty stalowym ogrodzeniem. Słyszę, chyba w żartach, że tam jest strefa Unii Europejskiej. Sam nie wiem. Jest jeszcze inny podział. W „Unii” atrakcje są za darmo. Myślę, że organizatorzy chcieli mieć wpływ na spożycie alkoholu w tej strefie, bo wejść pilnowali ochroniarze. W strefie przygranicznej konsumpcja alkoholu jest. No, bo jak by miała nie być, przecież mieszkańcy są u siebie, na swoich podwórkach i klatkach. Program jest oryginalny i nietuzinkowy. Jest iluzjonista, wręczenie pucharów i medali w rozgrywkach sportowych, pokaz tańca i wiele innych atrakcji. Był wóz strażacki, który wszystkich chętnych wywoził w koszu na sporą wysokość. Jest i zespół muzyczny, jak to bywa w zwyczaju. Ja muzykiem nie jestem. Szkoda, bo słysząc sposób wykonywania piosenek i ich aranżacje-myślałem, że to karaoke! Ale nie, ale nie. Dobra, dość tych spacerów i czas wracać do NS. Wystawa cieszyła się chyba sporym zainteresowaniem, bo wiele osób chciało podejść i zobaczyć. Były i rozmowy, ale największą frajdę sprawiało mi obserwowanie i słuchanie komentarzy. Dzieciak do dzieciaka: chodźmy już z tego namiotu miłości! Lekko podchmielony pan, który mógł spożyć 6 dawek alkoholu, to w sumie tyle ile zaleca WHO przy spożyciu okazjonalnym, mówi patrząc na zdjęcie z wagonami: Kaj je ta zwrotnica, no gdzieś tu musi być! Z niecierpliwiony słuchacz woła: Choć i tak tego wagonu nie otworzysz. Był także ktoś inny, kto mówił: Co za wstyd! Takie zdjęcia pokazywać! Gańba! Było też wielu innych i wszyscy w jakiś sposób byli dotknięci tym, co zobaczyli. I oto chodzi w wystawie. Parę minut po 19.00 jest już na tyle ciemno, że decydujemy się jechać. Pakujemy zdjęcia i dzięki pomocy mieszkańców zwijamy się w mig. Zostajemy jeszcze chwilę, by o 19.30 zobaczyć pokaz teatru ognia. Ostatni błysk ognia i wydarzenia na tym szczególnym placu zabaw przechodzą już do historii.

niedziela, 18 września 2011

Latające noże


            Za mną szalony koniec tygodnia. Od środy brałem udział w kursie duszpasterskim, a na piątek jechałem do Warszawy z częścią wystawy fotograficznej, w sobotę z kolei z dmuchanym zamkiem, klaunami w jeszcze inne miejsce. Osiem godzin snu na trzy dni to trochę mało, jak dla mnie. Mimo to jestem zadowolony i dobrze się stało, że brałem w tym wszystkim udział. Dziś jest chłodniej niż wczoraj. Teraz nie ma to znaczenia. Idę ul. Piecucha w stronę ul. Stalowej. Mam kilka informacji: pierwsza, że jest potwierdzony udział w wizycie studyjnej w stowarzyszeniu Farma z czwórką młodzieży. Druga informacja: Centrum Handlowe AGORA organizuje warsztaty taneczne i jesteśmy zaproszeni do udziału. Będzie Hip-hop, tańce orientalne i taniec klasyczny. Fajnie będzie się w to zaangażować. Mam nadzieję, że uda mi się kilka osób namówić. Siadam na murku i dzwonię do dwóch chłopaków, bo mam ich nr komórki. Jeden jest na ławce a drugi koło boiska. Umawiamy się. Wyciągam fasolki i zaczynamy grę. Dziś warunki są dobre, jest stół, ławki i kilka krzeseł. Dla każdego jest miejsce przy stole. Po kilku grach idziemy na Plac Zabaw. Tam już trwają prace porządkowe przed niedzielnym Świętem Mieszkańców Bobrka (będzie tam także wystawa chłopaków). Na szachownicy jest kolejnych kilka osób. To już inna ekipa, panienki, muza, gimnazjum. Inny świat. Przez wakacje wiele się zmieniło a teraz widzę to coraz wyraźniej. Opowiadam o wyjeździe i warsztatach tanecznych. Jest kilka chętnych i to się liczy. Przybiega P. z jakimś starym nożem. Rzuca nim  wszędzie, a ja czuję się jak w krainie latających noży.

wtorek, 6 września 2011

Wystawa w podróży

Wklejam tutaj informację, jaką puściliśmy w świat w związku z naszą obecnością w Pawilonie Europejskiego Roku Wolontariatu...

27 maja otwieraliśmy w Agorze wystawę fotograficzną „Opowiem Ci o moim Bobrku”, która jest efektem kilkumiesięcznej pracy grupy chłopców z Bytomia. Od tamtego czasu wystawa zdążyła już zagościć w wielu innych miejscach i była oglądana przez kilka tysięcy par oczu. W czerwcu zawitała na bytomski Bobrek, by przez trzy dni „wędrować” w okolicach ulicy Stalowej. Jednego dnia wisiała na ścianach kościoła ewangelickiego, innego stała na murku, strzeżona przez rodziny autorów zdjęć. W lipcu cieszyła oko uczestników Tygodnia Ewangelizacyjnego w Dzięgielowie koło Cieszyna oraz przekroczyła granicę naszego kraju, by dotrzeć na Słowację.

Wystawa „lubi” podróże i pojedzie tam, gdzie jest zapraszana. 9 września fragment naszej bytomskiej rzeczywistości zostanie zaprezentowany w Pawilonie Europejskiego Roku Wolontariatu, który od 1 września stoi pod Pałacem Kultury w Warszawie. Tego dnia w Pawilonie ERW królować będzie tematyka związana z wolontariatem jako służbą bliźniemu. Organizatorem piątkowych wydarzeń są: Caritas w Polsce, Diakonia Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, Eleos i ruch ATD Czwarty Świat.

- Jesteśmy wdzięczni za zaproszenie, jakie otrzymaliśmy od Diakoni Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, by przyjechać z naszą wystawą do Warszawy. Wiemy, że będzie to świetna okazja do podzielenia się doświadczeniami z pracy streetworkerskiej wśród dzieci i młodzieży. O Bytomiu jest ostatnio głośno z uwagi na ewakuacje mieszkańców Karbia. Chcemy pokazać mieszkańcom Warszawy i turystom, że krajobraz górnośląski jest różnorodny: smutny i zniszczony, ale i pełen perspektyw, świadectw ludzkiej wrażliwości i humoru - mówi Robert Cieślar, pracownik CME i pedagog ulicy.

Wystawę będzie można także obejrzeć:
18.09 - podczas festynu na Bobrku w ramach Programu Aktywności Lokalnej
25.09 - podczas otwarcia Szlaku Matki Ewy w Bytomiu-Miechowicach
30.09-2.10 - podczas Ogólnopolskiego Zjazdu Młodzieży Ewangelickiej w Wiśle

Zapraszamy!
Monia

Ostatnie takie ciepłe dni

            Codziennie rano spędzam czas ze swoją córką. W tym czasie, moja żona jest w pracy. Każdego ranka mamy swój program, który ma stałe punkty. Rano jest chwila ze świnką Peppą, a ja w tym czasie robię śniadanie ( kaszka jaglana dla wszystkich + dodatki). Potem jemy we troje śniadanie. Następnie jest uła-uła (huśtawka), łapię-łapię oraz szukam? i zbieramy się na zakupy. Dziś zamiast wózeczkiem, rowerkiem. Dobra zamiana dla nas obojga. Myślę sobie, że trzeba wykorzystać ostatnie dni lata tego roku, dlatego na Bobrek jadę rowerem. Dobrze dla mnie, Bytomia i Świata. A co, mam gest i będę eko. Nie pojadę autem czy autobusem. Jadąc przez miechowicki park, obok Plejady i przez hołdy, myślę, jak ważnym dla dziecka jest poczucie bezpieczeństwa. Wiem to z doświadczenia i mojego czasu z córką. Zastanawiam się jak wyglądałoby moje, mojej żony i w końcu naszej córki, gdybyśmy mieszkali gdzieś indziej… choćby na Bobrku? We trójkę, pomiędzy rozkopanymi hołdami, sypiącymi się familokami, czy śmierdzącymi śmieciami. Koło ulicy, po której  dzień w dzień, godzina po godzinie jadą ciężkie 40-stotonowe ciężarówy i unoszą górę kurzu. W dwupokojowym mieszkaniu z ubikacją na korytarzu z kuchnią opalaną czarnym złotem. Bez garażu, drzwi antywłamaniowych, z kawałkiem trawy, który jakimś cudem ostał się i nie poddał wszechobecnemu podwórkowemu klepisku. Z okna miałbym widok na tańczące swój taniec śmierci śmieci, które z radością porwał wiatr z wywróconego przed chwilą przez dzieci hasioka. Może, miałbym lepsze warunki lokalowe, a może nie. Może chodziłbym do starego parku, patrzył na stare drzewa i myślał jak tu żyć, przetrwać, uciec. Jak wychować dziecko, córkę, kiedy obok na ławkach  i schodach drugi człowiek piję i pije i wciąż pije. Może zadzwoniłbym po Policję i byłbym frajerem, konfidentem? Może nie miałbym szyb w oknie? Albo dostałbym komunikat: „po co dupę zawracam?” władzy? Może przestałbym patrzeć, odwrócił wzrok i poszedł do kościoła się pomodlić, a po drodze spotkałbym dwumetrowego węża i zrozumiałbym, że to nie żadne piekło, lecz ogród eden! Chwała stwórcy za to szczególne miejsce i za to jak pięknie zostało ono zasiedlone! Tak, stworzono tu getto Eden, wysiedlając i wykorzeniając, myślano, że tu na tej żyznej ziemi ludzie dadzą sobie radę. Mają zasiłek, szkoły, kościół, dach nad głową i drzewo. Stare drzewo, które stoi na środku tego pięknego ogrodu. Nie wisiał na nim ten wąż, którego spotkałem, ale może zawisnąć człowiek. Jest to drzewo samobójców. Przystanek w jedną stronę. Tak to pięknie zostało pomyślane, a człowiek tam mieszkający panuje nad wszystkim, tylko czym? Nawet wąż stąd ucieka! (spotkałem tego węża naprawdę) Bobrek nie jest energią tej kultury i może nigdy nie będzie. Tu są inne moce i siły, które niejednego załamały i jeszcze niejednego złamią. Zrozumieć je…któż może? Szukasz światła w tym mroku? Gdzie dostrzec to światło, drogę, wskazówkę? Tu żarówka się pali w każdym oknie, tym czystszym jak i tym zabrudzonym. Z wielu okien patrzą dzieci i dziwią się, co ja tu robię i czego chcę. Przecież to jest ich dom i plac dziecięcych zabaw. Tych targających myśli  serce jest wiele. Za każdym razem, gdy tu wracam czy to ekologicznym rowerem czy autem, czuję się podobnie. Czy samo przebywanie i monotonne obrazy miały na mnie taki wpływ? Słowo za słowem, historia za historią, na próżno szukać tej z Happy Endem albo o happy edenie. Jeśli ja czuję wpływ na sobie, to co dopiero ktoś, kto tu mieszka od urodzenia. Dziecko. Starzec. Matka. Dość, tuman kurzu uderza mi na twarz i już wiem gdzie jestem. Spotykam kilku chłopaków i chyba widzę ten sam wyraz twarzy. Znudzenie zmieszane z zaciekawieniem. Może to moja obecność, a może nadzieja związana z czekaniem na nigdy nienadchodzące lepsze jutro. Jeszcze dwóch z butelkami zimnej tatry, koneserów smaku prosto z gór, mija mnie szybko. Oni już chyba się poddali. Oby nie.