piątek, 6 sierpnia 2010

5 sierpień 2010r.

Wczoraj było paskudnie ciepło. Gdy dojechałem 183 na Bobrek, dochodziła dwunasta. Na boisku szkolnym gra inna ekipa dzieci. Odbywały się zajęcia sportowe z nauczycielem. Skontrolowałem jeszcze stan budowy hali sportowej i ruszyłem nad niemiecki staw. Jest on położony w dzielnicy Szombierki, obok cmentarza. Dwa tygodnie temu utopił się tutaj 13-latek. Staw nie ma kąpieliska strzeżonego. Tak na marginesie, miasto Bytom ma aż jedno kąpielisko. Jest nim basen miejski w centrum. Jest jeszcze kryty basen, ale w remoncie. Jak na prawie 200000 miasto, nie jest źle! Dookoła stawu jest pełno „dzikich” zejść do wody. Czasami podjadą tutaj dzieci z Bobrka. Dlatego tutaj jestem. Dziś poza majestatycznie pływającym łabędziem na środku i kilkoma wędkarzami jest pusto. Wracam na Bobrek. Krążę niczym zagubiony statek w Trójkącie Bermudzkim, pomiędzy szkołą a wschodnią i zachodnią dzielnicy Bobrek. Popołudniu spotkało mnie ciekawe zdarzenie. Idąc chodnikiem, mijam kolejne wejście miedzy familokami na ogromne podwórko. Nagle wybiega kilku chłopaczków(6-7 lat). Jeden turla starą oponę z felgą, którą znaleźli obok kontenera na śmieci wołając:
-Kup pan oponę!
-A za ile? – odpowiadam.
-Za dwie dychy. Dobra opona. Z felgą.
-Nie potrzebuję, a po za tym nie pasuje do mojego samochodu. To jest felga R13 a ja mam R14. Widzisz, tu jest napisane, jaki to rozmiar. Jest też zniszczony bieżnik i jest prawie łysa.
-Kup pan oponę! Kup pan oponę!- woła kolejny.
-A ma pan żonę?
-Mam.
-A żona ma pieniądze? To może żona kupi, co?
-Jeśli chcecie ją komuś sprzedać, to szukajcie kogoś, kto ma mały samochód.
-Jak maluch?
-Nie, trochę większe.
-A mój tata pracuje w Oplu.
-To może on kupi?
- Mój tata nie musi mi płacić.
Chłopcy biegają wokół mnie. Jeden ma plastikowy pistolet i strzela drugiemu w głowę.
-Czy to prawda, że jak się strzeli w głowę i w serce to się umiera?- pyta kolejny.
Kolejny macha rączką i próbuje zatrzymać auto wyjeżdżające innego placu, krzycząc: Kup pan oponę! Kup pan oponę…!
-Tak, ale wystarczy jeden strzał w serce lub głowę i można umrzeć.
- Chce pan, to mogę do pana strzelić i będzie miał pan pełno krwi, o tutaj-wskazuje na moją klatkę piersiową.
-Nie, dzięki- nie strzelił do mnie, ale wpakował cały magazynek koledze.
-No, kup pan opnę- jeden z nich to prawdziwy handlarz, nie rezygnuje.
Zaczynam żartować i mówię:
-Po, co mi ona, mógłbym ją sobie jedynie powiesić na ścianie w pokoju.
-Miałby pan taki talizman- oczy ma szeroko otwarte w zachwycie- powiesiłby pan i ta opona była by takim talizmanem na koszmary.
-Ale ja nie ma w domu komarów- kontynuuję.
-Nie komary, tylko koszmary. Talizman przeciw koszmarom!- koryguje mą wypowiedź handlarz oponą. Do dialogu dołącza inny chłopiec:
- Jak pan nie ma to ja panu pożyczę swoje…
Rozmowa nabiera tempa. Nie wiem, z kim rozmawiam. Choć jest ich czterech, każdy to gaduła i ma coś do powiedzenia czy to o motorach, oponach, strzelaninie czy snach. Handlarz nadal kontynuuje sprzedaż i zagaduje do przejeżdżających samochodów. Umawiam się z nimi na jutro. Może w coś zagramy, jak pozwolą im ich rodzice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz