środa, 11 sierpnia 2010

10 sierpnia 2010r.

Będąc wśród ludzi, można się wiele nauczyć. Poszedłem na boisko, lecz moich tam jeszcze nie było. Wróciłem na dzielnicę. Słysząc hałas zabawy z rumowiska po hucie, udałem się w tym kierunku. Gdy tam dotarłem, dzieci się już nie bawiły. Dwie grupki. Ale wrogo do siebie nastawione. Mam znajomego Fina. Dużo podróżował swego czasu po Europie i nie tylko. Spotkaliśmy się w Amsterdamie. Jest znajomym mojej siostry. Uwielbia Polaków. Może to słowo nie jest najlepsze w czasie walk o krzyże, na krzyże, ale co tam. Mam nadzieję, że nie urażę tych czytelników, którzy myślą, że uwielbiać można tylko Pana Boga. Mój znajomy, jak już wspomniałem, uwielbia Polaków. Dlaczego? Jednym z powodów, takiego odczucia, jest fakt, że żadna nacja nie ma tak rozbudowanych i pełnych ekspresji przekleństw. Tu się z nim zgodzę. Wielu z nich nauczył się, pracując w różnych miejscach z naszymi rodakami. Choć umie przeklinać w różnych językach, najczęściej używa naszej nowomowy. To go tak oczyszcza i uwalnia, ze traktuje to prawie jak terapię czy jakiś rytuał niwelowania napięć w nim. Ciekawa koncepcja, co? Wracając do dzieci. Utrzymują bezpieczny dystans między sobą i klną, wyrzucają sobie najbardziej obleśne przekleństwa, miotając kamieniami w swoim kierunku. Stoję i patrzę jak wryty. To jest chyba tutaj codzienny chleb. Tylko ja się zatrzymałem. Czuję się jakbym stał i widział jakąś świętą scenę. Totalne uwielbienie i uwolnienie, rzekłby mój znajomy. Emocje opadają. Ostatni trzykilogramowy kamień, ląduje cztery metry od rzucającego go. Święto przekleństw dobiega końca. Zapytałem dziewczynkę o powód zajścia.
-Bo mi kurwa chuj buty ujebał, frajer jebany, cwel i lachociąg. Zajebie cie w szkole! Kurwa! Poczekaj!
- Czekam na ciebie ździro!- woła niebieskooki blondynek.
W tych wojnach na słowa i kamienie, nie chodzi tylko o buty, pobrudzona piłkę czy poplamioną koszulkę. Tłem są wydarzenia w domu, szkoły, podwórek, które się kumulują i nakładają na siebie. Bezradność, gniew, złość przeniesiona na innych, smutek i brak zainteresowania najbliższych nimi. Przemoc. Nuda. Na pierwszy rzut oka, nie wiadomo, co jest wynikiem, czego.
Za kilkanaście minut, część z uczestniczących osób w tym wydarzeniu, bierze udział w innym. Są to gry i zabawy ze streetworkerem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz