poniedziałek, 21 sierpnia 2017

FESTIWALOWY KARB PO RAZ PIERWSZY

KARB PO RAZ PIERWSZY...

Przysłowiową wisienką na torcie pozostał dla nas trzeci i jednocześnie ostatni tydzień  Festiwalu Zabawy. Wisienką, dlatego, że był to ostatni kawałek tegorocznego, indiańskiego tortu, ale zarazem pierwszy kęs nowego smaku - smaku festiwalowej zabawy w Karbiu. Jak to z nowościami bywa - niosą ze sobą wiele, czasem sprzecznych oczekiwań, pytań, ale również mnóstwo niepewności, nieznanego, odwagi, otwartości smakujących i tych, którzy smak ten chcą drugiemu podarować.
Czy będzie smakowało? Jak będzie smakowało? Czy smak zostanie zaakceptowany i wpisze się w kubki smakowe, jako ten, którego będzie chciało się jeść więcej i więcej, który wspominany będzie, jako ten zdecydowanie warty zjedzenia. Dokładnie wszystko to, zintensyfikowane, rodziło się w naszych głowach, zaraz po zakończeniu Festiwalu w Bobrku, a w międzyczasie przygotowań pierwszej odsłony w Karbiu.
Zaczynało się od prostych, logistycznych pytań: ile dzieci odwiedzi nas przez te trzy dni? W jakim wieku będą przeważały?, po takie, na które odpowiedzi nie znajdziemy w żadnych statystykach: czy uda się nam przeprowadzić zaplanowane warsztaty od początku do końca?, czy dzieciaki zainteresują się tematyką?, Czy energia pierwszego razu pozwoli zorganizować wszystko zgodnie z planem, a może jednak trzeba będzie przekierować ją gdzie indziej, spontanicznie, spodziewając się niespodziewanego - improwizować. 
Tak, jak co roku każda z dzielnic zawsze zaskoczy nas czymś nowym, tak również coraz bardziej widzimy różnice i podobieństwa wynikające z charakterystyki danej dzielnicy. Po tylu edycjach na Bobrku i Rozbarku, jesteśmy w stanie przewidzieć, że nie zawsze to samo sprawdzi się w danej dzielnicy. Wiemy, że część planowanych przez nas atrakcji na Rozbarku świetnie się sprawdzi, natomiast na Bobrku będzie wymagała większego zaangażowania ludzi, zmian, czy reorganizacji pomysłu. Wiemy, bo już tam byliśmy, jesteśmy któryś raz. Karb do samego końca był dla nas wielką NIEWIADOMĄ.
Jak się okazało, już po pierwszym dniu festiwalowej przygody - prawdziwy indiański Dobry Duch - czuwał nad dobrą zabawą od samego początku. Mogliśmy liczyć na ogromne wsparcie prawdziwych Indian z grup z Bobrka i Rozbarku, których pomoc stała się dla nas nieoceniona, za co bardzo DZIĘKUJEMY!
Atrakcje, które odbyły się w poprzednich dzielnicach, również na Karbiu zaowocowały dużym zainteresowaniem. Część z nich już wpisała się w tradycję naszych GPU UNO’wych Indian, i tak Robert zdobył sprawność mistrza w rozkładaniu tipi, a odlewy z gipsu wraz z Izą w duecie, wychodziły im już tak perfekcyjnie, że niejeden SOR ( Szpitalny Oddział Ratunkowy) mógłby się o nich bić :P Basia, będąc Posłuszną Rzeką - rwała wszystkich do tworzenia pięknej biżuterii, ale aby dopełnić się estetycznym pięknem własnego ciała - pomagały Julia, Paulina i Zuzia (dzięki którym mogliśmy ozdobić nasze paznokcie oraz twarz), ale i Natalia - która dzielnie przyczepiała indiańskie, filcowe dredy. Kasia z dobrze znaną wszystkim starannością zafundowała nam warsztaty nietuzinkowych pióropuszy oraz mozaik. Monika stworzyła nam okazję do tego, by przekonać się czym są kije deszczowe, mało tego! mogliśmy zrobić swój własny! Manualnie pobudzała nas również druga Natalia - która przygotowała warsztat “skrzynia skarbów”. Były skrzynie, były skarby i była świetna zabawa!
Naszym Dobrym Duchem, którego nie zawsze było widać, ale za to zewsząd docierał jego głos - okazała się niezawodna Agnieszka, dzięki której każdego dnia na bieżąco wiedzieliśmy co, gdzie i jak dzieje się w danej chwili. Prawdziwy Indianin, to taki, który dba zarówno o rozwój duchowy, jak i fizyczny i zachowuje harmonię pomiędzy jednym, a drugim. Żeby być zawsze w dobrej formie na polowaniu, musi stale dbać o siebie. W tej dziedzinie niezwykle pomocni okazali się: Michał, który wprowadzając współczesne elementy sportu pomógł Indianom zmierzyć się z własnymi słabościami, ale i zdrową rywalizacją. Stąpanie po cienkiej linie - dosłownie! również nie jest nam straszne, więc i gibbon okazał się świetną okazją, aby spróbować swoich sił i odwagi - pod czujnym okiem Dominiki, Artura i Izy mieliśmy ku temu okazję :) Magda pobudzała indiańskie sensory - najpierw wielkimi bańkami, po to, by następnego dnia czuwać nad prawdziwą sensoryczną ścieżką doświadczeń :)
O najmłodszych Indian z ogromną troską dbała Dorota, która opanowała całą strefę malucha - było więc malowanie na folii, gry, zabawy, kolorowanki i mnóstwo uśmiechu :)
Dzielnie spisał się również Denis, który dbał o to, abyśmy mieli niepowtarzalną szansę nadania sobie własnego, prawdziwego indiańskiego imienia oraz wiedzieli, ilu Indian liczy plemię na Karbiu, a w uwiecznieniu ich na zdjęciach pomogła Ewelina i Łukasz.
Dla niektórych Indian zabawa nie skończyła się jednak na samym Festiwalu Zabawy, bo Krzysiek z Let’s Play Imperium Gry, dał możliwość sprawdzenia wszystkich swoich indiańskich umiejętności, zdobytych podczas naszego festiwalu - w pokoju zagadek, w którym na pewno przyda się spostrzegawczość, bystrość, współpraca, uśmiech i dobra zabawa :)
To były naprawdę cudowne trzy tygodnie, trzy edycje, trzy dzielnice! Cudowne, bo dzięki nim setki dzieciaków mogły naładować nas swoją ogromną energią i uśmiechem! Cudowne, bo widzimy, ile dobra i bezinteresowności jest w ludziach, którzy nas otaczają i chcą pomóc! To wszystko ma dla nas wielkie znaczenie...
DZIĘKUJEMY, ŻE BYLIŚCIE Z NAMI!!






Ola Makowiecka