środa, 12 września 2012

Muzeum Chleba

W taki zimny i deszczowy dzień jak ten dzisiejszy warto wybrać się do... muzeum=) Tak, tak, do muzeum. Ale nie takiego zwyczajnego, gdzie pełno obrazów, rzeźb czy innych eksponatów i gdzie godzinami wędruje się od sali do sali (choć i te bywają fascynujące). My odwiedziłyśmy radzionkowskie Muzeum Chleba. I szczerze je polecamy!
Na początku, jak zwykle, nie obyło się bez narzekania. A bo to już ktoś był, a bo to muzeum... i w ogóle. W końcu jednak pojechały wszystkie. Trasę z Bobrka do Radzionkowa pokonałyśmy korzystając z jakże często użytkowanej przez nas komunikacji miejskiej. Po drodze zdążyłyśmy już zmarznąć, więc widok muzeum tym bardziej nas ucieszył.

Wpadłyśmy wprost na projekcję nie aż tak krótkiego filmu o chlebie. O tym jak się go piecze, z czego jest zrobiony, jakim należy darzyć go szacunkiem... Zaraz potem zaproszono nas do... toalety. W celu umycia rąk, oczywiście =) a dalej dano w dłonie kawałek ciasta i do roboty! Pieczemy własne chlebki. Ciasto należało podzielić na trzy części i zapleść z niego warkocz (jak pan wspomniał, śpiewając przy tym prawy do lewego, lewy do prawego =)). W czasie, gdy chlebki sobie rosły w piecu, my zwiedzałyśmy dalej. Wysłuchałyśmy historii założyciela muzeum, starszego pana, który niezwykle ciekawie opowiadał o swoim życiu i początkach muzeum (które sam wybudował, na kredyt) udzielając przy tym mnóstwa informacji na temat chleba. Następnie trafiłyśmy pod opiekę pani przewodnik, która omówiła ogrom zgromadzonych w muzeum form, przyrządów, maszyn itp. Chwila przerwy, po czym zadzwonił dzwonek i trafiłyśmy do... szkolnej klasy (a ciągle jesteśmy w Muzeum Chleba). Klasa stylizowana na taką sprzed wieku, na drewnianych ławeczkach tabliczki i rysiki a ochotnicy dostają nawet po łapkach drewnianym piórnikiem – jak za dawnych czasów (na szczęście nie moich). Obok sala z zabytkowymi komputerami i maszynami do pisania. Aż w końcu przyszedł czas skosztować naszych wypieków! Każdy mógł zjeść własnej roboty chleb, prosto z pieca, cieplutki, chrupiący, świeży. Byłyśmy zachwycone.
Choć zwiedzanie trwa od 1,5 – 2 godzin, w ogóle się tego nie czuje. Przewodnicy opowiadają ciekawie, zadając przy tym sporo pytań „publiczności”. Dziewczynki, które wcześniej odwiedziły już Muzeum dały tutaj popis wiedzy. Na koniec zabawiłyśmy na muzealnym (ale wręcz nowoczesnym) placu zabaw, zakupiłyśmy po paczce „szkloków” =) i zadowolone wróciłyśmy na Bobrek. Niestety, jam gapa i nie wzięłam aparatu, więc zdjęć nie zobaczycie, ale na pewno wkrótce wybierze się tam kolejna nasza grupa, więc kto wie... Najlepiej sprawdźcie sami!

Kacha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz