sobota, 24 grudnia 2011

Krok za krokiem...

Krok za krokiem, krok po kroczku,
Idą Święta, idą Święta.



Za nami szalony czas. Najpierw superwizja w Warszawie. Byłem tam razem z Kasią i Natalią. Nasze streetworkerki są dyplomowanymi pedagogami ulicy. Odebrały certyfikat, od stycznia ruszamy zatem pełną parą. Po superwizji, która była dla nas impulsem do dalszych  rozmów, zdecydowaliśmy się zmienić kilka rzeczy w naszej wspólnej pracy. Był to dobry i potrzebny dla mnie a mam nadzieję, że także dla dziewczyn, czas. W tzw. międzyczasie w Polsce trwała akcja „List do Dzieciątka”. Bardzo szybko znalazły się osoby, które zdecydowały się przygotować prezent na podstawie otrzymanego listu. Listy spływały do nas w swoim tempie. Odbyły się także dwa warsztaty z kuchni śląskiej. Gotowaliśmy karbinadle z ziemniakami oraz deser. W jednej grupie były to racuchy, a w drugiej muffinki. Tak nawiasem mówiąc, mój brzuch jest coraz większy i żona się już zaczyna niepokoić... W poniedziałek mieliśmy gościa na warsztatach. Nawigacja to niebezpieczna rzecz, może zaprowadzić na ul. Matki Ewy albo na ul. Matejki, tak jak w przypadku naszego gościa, Pana Janusza. Takie błędy sprawiają, że człowiek choć chce, to i tak się spóźni. Na szczęście udało nam się spotkać i zasiąść do wspólnego stołu. Był krupnik i muffinki. Wszystko pierwsza klasa. Wspólna Wigilia zaskoczyła mnie, jak tegoroczna zima drogowców. Niby wiadomo, czwartek godz. 16.00, a jednak jedząc wspólnie z dzieciakami barszcz z uszami (podobno moimi, bo mam duże) byłem zaskoczony. Natalia i Kasia wszystko pięknie przygotowały. Było wspólne kolędowanie, opłatki i dobre jedzenie. Oczywiście była także choinka, a pod nią 14 prezentów. Jedzenie nam nie szło. Dziś gdy myślę dlaczego, to z kilkunastu prostych powodów, jeden nasuwa mi się pierwszy. Każdy chciał otrzymać już prezent, a nie zajmować się takimi prozaicznymi rzeczami jak np.: jedzeniem czy śpiewaniem. Prezenty zgodnie z przeznaczeniem, zostały rozdane i szybko rozpakowane. W niejednym oku widzę blask, a na wielu twarzach pojawia się uśmiech. Jedna osoba ku mojemu zdziwieniu nie rozpakowała prezentu. Pytam: nie jesteś ciekawy co dostałeś? Przecież wiem, napisałem wszystko w liście, odpowiedział. I nie rozpakował prezentu do samego końca. Po kilku chwilach dzieci słuchały MP4, sprawdzały buty, kurtki, piłki czy trenowały grę na komórce. Wigilia dobiega końca. Każdy kto chce może zabrać ze sobą to, co mu smakuje. Atmosfera była radosna, ale jak to bywa na niejednej polskiej Wigilii, pod koniec doszło do kłótni i bójki. Bynajmniej nie o prezenty. Takie rodzinne zatargi i sprzeczki. Nikt z nas nie musi udawać kogoś, kim nie jest w tym szczególnym dniu. Nie o to chodzi, by się starać być nagle jakąś pseudo-świętą rodziną. Mi się to udało i cieszę się, że dzieciakom także. Jak to mawia pewien Karp[1], bynajmniej nie ten radiowy:„dzieci swój rozumek mają i ogłupić się przez dorosłych nie dają”. W atmosferze radości, z nutką złości kilku osób do siebie, szliśmy na przystanek. Na przystanku, choć nie padał śnieg i nie wiał wiatr, chłopcy zrobili małą zadymkę miedzy sobą, a osobami oczekującymi także na przystanku. Zabawa w bitwę śnieżną. Wróciliśmy na Bobrek. Życzenia spokojnych świąt kończą czwartkowy wieczór. Można wracać sprzątać. Pierwsza streetworkerska „Wigilia bytomska” zakończona. Dziękujemy wszystkim darczyńcom, bez których czwartkowy wieczór wyglądałby pewnie zupełnie inaczej.



Życzymy Wam wszystkim-drodzy Czytelnicy, błogosławionych, spokojnych, zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia!

 Pracownicy i wolontariusze programu Misja ULICA


[1] Karp- ksywa terapeuty

2 komentarze:

  1. A wam, na Nowy Rok,życzę wielu inspirujących doświadczeń na bytomskich ulicach :)
    Mądrości, dystansu i niezmierzonej Miłości - bo bez tego trudno, nie tylko na ulicy.
    kwm

    OdpowiedzUsuń