wtorek, 6 września 2011

Ostatnie takie ciepłe dni

            Codziennie rano spędzam czas ze swoją córką. W tym czasie, moja żona jest w pracy. Każdego ranka mamy swój program, który ma stałe punkty. Rano jest chwila ze świnką Peppą, a ja w tym czasie robię śniadanie ( kaszka jaglana dla wszystkich + dodatki). Potem jemy we troje śniadanie. Następnie jest uła-uła (huśtawka), łapię-łapię oraz szukam? i zbieramy się na zakupy. Dziś zamiast wózeczkiem, rowerkiem. Dobra zamiana dla nas obojga. Myślę sobie, że trzeba wykorzystać ostatnie dni lata tego roku, dlatego na Bobrek jadę rowerem. Dobrze dla mnie, Bytomia i Świata. A co, mam gest i będę eko. Nie pojadę autem czy autobusem. Jadąc przez miechowicki park, obok Plejady i przez hołdy, myślę, jak ważnym dla dziecka jest poczucie bezpieczeństwa. Wiem to z doświadczenia i mojego czasu z córką. Zastanawiam się jak wyglądałoby moje, mojej żony i w końcu naszej córki, gdybyśmy mieszkali gdzieś indziej… choćby na Bobrku? We trójkę, pomiędzy rozkopanymi hołdami, sypiącymi się familokami, czy śmierdzącymi śmieciami. Koło ulicy, po której  dzień w dzień, godzina po godzinie jadą ciężkie 40-stotonowe ciężarówy i unoszą górę kurzu. W dwupokojowym mieszkaniu z ubikacją na korytarzu z kuchnią opalaną czarnym złotem. Bez garażu, drzwi antywłamaniowych, z kawałkiem trawy, który jakimś cudem ostał się i nie poddał wszechobecnemu podwórkowemu klepisku. Z okna miałbym widok na tańczące swój taniec śmierci śmieci, które z radością porwał wiatr z wywróconego przed chwilą przez dzieci hasioka. Może, miałbym lepsze warunki lokalowe, a może nie. Może chodziłbym do starego parku, patrzył na stare drzewa i myślał jak tu żyć, przetrwać, uciec. Jak wychować dziecko, córkę, kiedy obok na ławkach  i schodach drugi człowiek piję i pije i wciąż pije. Może zadzwoniłbym po Policję i byłbym frajerem, konfidentem? Może nie miałbym szyb w oknie? Albo dostałbym komunikat: „po co dupę zawracam?” władzy? Może przestałbym patrzeć, odwrócił wzrok i poszedł do kościoła się pomodlić, a po drodze spotkałbym dwumetrowego węża i zrozumiałbym, że to nie żadne piekło, lecz ogród eden! Chwała stwórcy za to szczególne miejsce i za to jak pięknie zostało ono zasiedlone! Tak, stworzono tu getto Eden, wysiedlając i wykorzeniając, myślano, że tu na tej żyznej ziemi ludzie dadzą sobie radę. Mają zasiłek, szkoły, kościół, dach nad głową i drzewo. Stare drzewo, które stoi na środku tego pięknego ogrodu. Nie wisiał na nim ten wąż, którego spotkałem, ale może zawisnąć człowiek. Jest to drzewo samobójców. Przystanek w jedną stronę. Tak to pięknie zostało pomyślane, a człowiek tam mieszkający panuje nad wszystkim, tylko czym? Nawet wąż stąd ucieka! (spotkałem tego węża naprawdę) Bobrek nie jest energią tej kultury i może nigdy nie będzie. Tu są inne moce i siły, które niejednego załamały i jeszcze niejednego złamią. Zrozumieć je…któż może? Szukasz światła w tym mroku? Gdzie dostrzec to światło, drogę, wskazówkę? Tu żarówka się pali w każdym oknie, tym czystszym jak i tym zabrudzonym. Z wielu okien patrzą dzieci i dziwią się, co ja tu robię i czego chcę. Przecież to jest ich dom i plac dziecięcych zabaw. Tych targających myśli  serce jest wiele. Za każdym razem, gdy tu wracam czy to ekologicznym rowerem czy autem, czuję się podobnie. Czy samo przebywanie i monotonne obrazy miały na mnie taki wpływ? Słowo za słowem, historia za historią, na próżno szukać tej z Happy Endem albo o happy edenie. Jeśli ja czuję wpływ na sobie, to co dopiero ktoś, kto tu mieszka od urodzenia. Dziecko. Starzec. Matka. Dość, tuman kurzu uderza mi na twarz i już wiem gdzie jestem. Spotykam kilku chłopaków i chyba widzę ten sam wyraz twarzy. Znudzenie zmieszane z zaciekawieniem. Może to moja obecność, a może nadzieja związana z czekaniem na nigdy nienadchodzące lepsze jutro. Jeszcze dwóch z butelkami zimnej tatry, koneserów smaku prosto z gór, mija mnie szybko. Oni już chyba się poddali. Oby nie.

1 komentarz:

  1. Powiało weną :) poetycko na tym Bobrku...
    pozdrawiam z Ustronia
    Natalia Ł.

    OdpowiedzUsuń