piątek, 24 czerwca 2011

Po urlopie

W środę postanowiłem wpaść na dzielnicę i odwiedzić chłopaków. Jest po 16.00, gdy idę ul. Piecucha w stronę ul. Stalowej. Słychać i widać, że są już wakacje. Na placu zabaw jest mnóstwo dzieciaków. Na Stalowej spotykam trójkę swoich. Sztama i zaczynają się opowieści przeplatane pytaniami do mnie. Wiele się wydarzyło w dzielnicy, w ich życiu, dlatego chłopaki mają o czym opowiadać: był pożar, w którym zginęła jedna osoba, zdewastowano kościół ewangelicki, ktoś kogoś pobił. Wiem także, kto otrzymał promocję do następnej klasy a kto nie. Jutro jest wielkie otwarcie basenu, na które wielu mieszkańców się wybiera. Pytam o resztę chłopaków. Są nad stawem, gdzie chodzą się kąpać. Żegnam się i idę w stronę stawu. Mam jakieś 20 minut marszu. Po kilkunastu minutach otrzymuję telefon, że ich tam jeszcze nie ma. Proszą bym na nich zaczekał. Spotykamy się na hołdach i razem z małym pieskiem idziemy na wyrobisko. Nie jesteśmy sami, kilka osób już korzysta z prowizorycznego pomostu oraz z chłodnej wody. Większość kąpie się od razu, a pies, który rozłożył się w cieniu, po kilkunastu minutach ląduję także w wodzie. Zastanawiam się czy woda jest „czysta”, czy pływają w niej jakieś „brudy”. Dziś się nie kąpię. Jest przed 18.00, wracam na dzielnicę sam. Chłopaki jeszcze zostają. Na Stalowej nadal jest ta sama trójka, ale doszedł do nich P. Rozmawiam chwilę z nim. Wracając do auta, idę pod kościółek, w którym ma być w przyszłym tygodniu wystawa zdjęć. Jestem przerażony stanem, jaki widzę. Idę dalej pełen obaw i myśli: co dalej? Jedno jest pewne, w poniedziałek będzie dużo roboty, a ja mam przecież mnóstwo siły po urlopie. Siadając na schodach do budynku, odkrywam kleszcza wbitego w moje udo…git.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz