poniedziałek, 9 maja 2011

30 kwietnia 2011r.

            Dziś robimy już drugie ognisko. Jest po 14.00 i decydujemy się iść pograć w piłkę. Na boisku zbiera się ekipa. Gramy w olimpiadę i krótkiego meczyka. Przed 16.00 idziemy zrobić zakupy. Dzielimy się, część idzie do domów a reszta ze mną do sklepu. Mam mieszane uczucia, gdy patrzę w górę na ciemne chmury, które zaczynają się zbierać. Nie rezygnujemy. Kupujemy kiełbaski i co tam trzeba i zaczynamy grilla, czyli ognisko. Wybieramy miejsce za starym parkiem, gdzie między zdewastowanymi murami zabieramy się do pracy. Wyglądało to tak: dwóch robi a reszta siedzi na kamieniach i pilnuje miejsca. Przecież może ktoś im zająć! Jeśli sprawy tak się mają, ja także siadam i strugam patyk na moją kiełbaskę. Przez kilka minut nic się nie dzieje. Po chwili jeden przez drugiego wymieniają powody ich lenistwa. Kłócą się. Mówię: chyba będziemy jeść surową kiełbasę, bo ja za nich sam tego ogniska nie zrobię. Kilku chłopaków bierze się z oporem do pracy. Po dłuższej chwili, mamy swój ogień. Pojawiają się też pierwsze krople deszczu, ale patrząc na chmury, wiem, że nie będzie burzy. Tylko kropi i przechodzi bokiem. Kiełbasy skwierczą na ogniu i za chwilę będą skonsumowane. Nie minęła chwila, a K. stwierdził, że są dobre i wszyscy zabrali się do jedzenia.
Ognisko ma coś samo w sobie. Nawet kiedy kiełbasa jest surowa a chleb nie na zakwasie, to integruje, daje poczucie bezpieczeństwa. Ostatnio dość często słyszę od dwóch osób, że jesteśmy jak rodzina. Gdy byliśmy w sklepie, tzn. ja i dwóch chłopców, to jeden stwierdził, że wyglądamy razem jak ojciec i dwóch synów. Tęsknota za ojcem jest silna, gdyż wielu z nich go nie na. Po ognisku wracamy na Bobrek na szachownicę, by ustalić ostatnie szczegóły naszego wyjazdu na basen.
                                              To  był miły dzień, żegnam się i do jutra.
             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz