piątek, 10 grudnia 2010

8 grudnia 2010r.

            Jestem po 12.00 na Bobrku. Kieruję swoje kroki do szkoły podstawowej nr 16, gdzie (mam nadzieję) dziś będziemy mieć zajęcia na hali sportowej. Umowy jeszcze nie zdążyliśmy podpisać. Za pośrednictwem bloga, zgłosił się do mnie sponsor, który chce opłacić nasz pobyt w tym miejscu. Jeszcze raz w swoim imieniu, a także w imieniu dzieci, dziękuję. Po kilku minutach jestem u pani dyrektor. Opisuję sytuację (osoba odpowiedzialna za umowy po naszej str. jest na L4) i naszą chęć, by korzystać z hali. Umowa nie zając, nie ucieknie. Rozmawiamy o finansach lub raczej o ich brakach. Czy to OPP, czy stowarzyszenie a nawet budżetówka, problemy są wszędzie. Także w tej szkole. Brakuje pomocy naukowych wszelkiej maści oraz sprzętu. Szkoda, bo ta szkoła jest jedyną szkołą rejonową na Bobrku, a jeśli nie będziemy inwestowali także w dzieciaki, to zmiany będą, ale na gorsze. Idę z panią z sekretariatu do wuefisty, miłego pana K. Oprowadza mnie po obiekcie, tłumaczy, co i jak oraz gdzie. No to wszystko gra! Żegnam się, mam jeszcze godzinę do 14.30 i idę do rodziców kilku chłopców, z którymi nie udało mi się skontaktować. Po wizycie w jednym z domów, spotykam K. i K. Idziemy już razem, po B. Zauważam, że K. nie ma torby, siatki, niczego. Okazuje się, że nie ma obuwia sportowego (tenisówek rozmiar 41). Będzie grał na boso. Choć widzę, że go to krępuje, to mimo to cieszy się na zajęcia. Postanawia się tym nie przejmować. Ja z kolei mam tę sytuację w pamięci. Od 14.20 jesteśmy w środku. Mamy dwie piłki do kosza i jedną do „zbijaka”. Jest nas pięcioro. Zaraz będzie dzwonek na przerwę i jeszcze czworo chłopaków do nas dojdzie. Sala jest niezła, ale jednej rzeczy nie umiem pojąć: czemu na sali gimnastycznej nie można grać w piłkę nożną? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Gramy na rozgrzewkę w „zbijaka”. Dwie drużyny nawzajem się zbijają, aż zostanie jeden. Gramy w kosza, na tę okazję obniżamy kosze. Zaczynają się pierwsze spięcia. Temu się nie chce, ten jest słaby, a trzeci nie gra z frajerami. Zaczynamy rozmowę. Słaby będzie grał, ale nie będzie się wysilał, bo jest trochę chory. Trzeci zmienia drużynę, bo w pierwszej mu nie podawali. Tam są drzwi, jeśli ci się nie chce dzisiaj, nie musisz tu z nami być, przyjć następnym razem. Tu nikt nie jest na siłę. Marudzi i zaczyna się przeklinanie i złość do mnie. Czekam aż skończy. Pytam się czy nadal chce z nami być? Tak. Ok, ale nie chcę już słyszeć, że mu się nie chce, jeśli nadal chce się tak zachowywać, to może od razu wyjść, bo ja się na takie zachowanie nie zgadzam. Zmieniamy skład. Pierwszy mecz kończy się wynikiem 18:20. Robimy małą przerwę i gramy w piłkarzyki, które stoją we wnęce. Drugiego mecza nie udaje nam się dokończyć. Gramy jeszcze w „31” oraz w dwa ognie. Kończymy kilkanaście minut przed czasem. Zbieramy się w szatni i proszę o otwarte uwagi do zajęć. Kilka osób jest zadowolonych i chcą by ci, co nie maja zamiaru grać, nie przychodzili. Reszta się zgadza. Ja obiecuję przygotować plan zajęć. Jedną godzinę będziemy grać, a w drugą zrobimy coś innego, a już moja w tym głowa, by było to ciekawe. Wiem, że muszę z kilkoma porozmawiać na osobności, bo sygnały są na tyle silne, że nie powinienem ich lekceważyć. To był dzień pełen wrażeń. Rozdaję zgody na udział w zajęciach i wyjście do kina w piątek. Harry Potter rządzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz