środa, 3 listopada 2010

3 listopada 2010r.


            Dotarłem do domu. Zmęczony, ale zadowolony wróciłem, a przejeżdżając przez Bobrek(zawsze tak jest, gdy jadę do/z Cieszyna) rozglądałem się i zastanawiałem, co się wydarzyło w czasie mojej nieobecności? Wypakowałem samochód i … na przystanek! Po 14.00 z minutami jestem na dzielnicy. Idę na spacer, słońce mimo chłodu można jeszcze wyczuć. Robię pierwsze koło i wracając ul. Piecucha spotykam kilku chłopaków, tzw. grupę A.Q.U.A, tylko bez Q. Rozmawiamy chwilę, mają już inne plany na dziś więc idę szukać reszty. Nie było mnie kilka dni i zauważam pewien dystans co do mojej osoby. Na boisku spotykam chłopaków. Razem się cieszymy- ja, że nie zapomnieli, a oni, że jednak wróciłem. Gdy kilka dni temu się żegnaliśmy, mówiłem im, kiedy i dlaczego później pojedziemy na basen oraz dlaczego nie ma spotkań, ale zdążyli zapomnieć. Gramy w karne, by potem rozegrać mecza z innymi chłopakami, którzy na jedynym porządnym boisku na Bobrku zdążyli się zebrać. Gram z dwójką w kosza, patrząc jak reszta gra w nogę. Do 16.00 już jest po wszystkim. Karne zadecydowały o wygranej i przegranej. Chłopaki się rozchodzą, umawiam się na jutro, bo w piątek wyjazd na basen. Dochodzi do nas już wolna grupa A.Q.U.A. i to w pełnym składzie. Gadamy chwilę, a ja próbuję wczuć się i na razie pomyśleć, jakie mogą być ich potrzeby i jak ja mogę być pomocny w ich realizacji. Nie mam żadnego wielkiego celu pedagogicznego, ale jedno wiem, chcę im towarzyszyć i pomóc im znaleźć ich własną drogę. Jest późno i czas na ewakuację, bo od 16.00 robi się ciemniej i ciemniej, aż mroczno. Opuszczam boisko i towarzyszą mi trzy młode osoby. Umawiam się na spotkanie i żegnamy, …bo każdy może wrócić do swoich zdań, jedni tych szkolnych inni tych z pracy. Lęk, że moja nieobecność w dzielnicy sprawi regres w relacjach, okazała się nieprawdziwą mrzonką. Uff..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz