piątek, 8 października 2010

2 października 2010r.

Dziś mamy piękną pogodę. Jest przed g.10.00, a ja już jestem na dzielnicy. Jeszcze niecałe 30 minut i wyjeżdżamy. Idę ulicami, łapiąc poranne promienie słońca. Dzielnica budzi się dopiero po piątkowej nocy. Robię spontaniczne koło wokół kilku przecznic. Kieruję swój ociężały krok w stronę przystanku. Gdzieś podświadomie czuję, że będę oglądał Karate Kid po raz drugi. Na przystanku już jest S. Witamy się i rozmawiamy. Dochodzi S. i B. i już wiem, że pojedziemy tylko w takim składzie. Reszta nie przyjdzie, bo mają jakieś sprawy rodzinne. Jeszcze S. biegnie do domu po legitymację i jedziemy. W tramwaju czuję się tak jak bym miał dejavu. Ten sam przystanek, to samo kino i… tak, ten sam film. Cola też ta sama tylko teraz jest słodki popcorn (fuj). Jedna rzecz się zmieniła, film jest puszczony dobrze. O tę scenę znam, ha! tamtą także…Czas wracać. Rozmawiamy o sporcie i sztukach walki. Decydujemy się coś zjeść. Daję chłopakom wybór. Pizza, KFC, Kebab lub Mc Donald’s. Moje starania i tak kończą się pytaniem: a co by Pan chciał? Mi to jest obojętne. Ale gdyby jednak Panu nie było obojętne? Przy Centrum Kardiologicznym jest decyzja: KFC. Myślę sobie, jednak zdecydowali sami. Jesteśmy w galerii w dziale restauracji. Do możliwości doszedł jeszcze Chinol, a i tak wylądowaliśmy … u wujka Mc Donalda. Jemy w środku, rozmawiając. Czas płynie niemiłosiernie szybko. Przed 15.00 jesteśmy na Bobrku. Odwiedzamy boisko z nową halą sportową, z nadzieją, że może ktoś tam jest i w coś gra. Pusto, więc wracamy do miejsca, gdzie zostawiłem samochód. Żegnamy się i do zaś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz