piątek, 26 marca 2010

15 marca 2010r.


Stoję na przystanku pl. Szpitalny w Miechowicach i próbuję odkryć, czym mam dojechać do Bytomia do dzielnicy Rozbark. Postanowione, dworzec PKP tam pojadę. Dla kogoś, kto ostatni raz jechał komunikacją miejską kilka lat temu wyprawa zapowiada się ciekawie. Podjechała 183, wsiadam i …skręca w jakimś dziwnym kierunku. No cóż, dzisiejszy dzień zapowiada się ciekawie. Postanawiam wysiąść na najbliższym przystanku i zawrócić. Błąd w sztuce, nie tylko mi się przytrafia. Okazuje się, że jedziemy w dobrym dla moich planów kierunku, tyle, że przez osiedle. Zamiast sześciu przystanków, będzie ich dwanaście. Co tam, poznam tą część Miechowic. Jedziemy ul. Francuską, gdzie stoi wiele dziwnych domków, tzw. fińskich. Z opowieści słyszałem, że nie jest to najciekawsze miejsce. Postanawiam zostawić tę i inne opinie i wyrobić sobie własną. Przejechaliśmy przez Karb, gdzie stoją kamienice i auta zanurzone w wiosennym błocie. Musnęliśmy Bobrek, zabraliśmy kilka głębokich oddechów w Szombierkach i moim oczom ukazał się Bytom. Z dworca udałem się ul. Dworcową w stronę Rynku. Od razu zwróciłem swoją uwagę na niegdyś piękne a dziś odrapane biegiem czasu kamienice. Ciasno postawione obok siebie tworzą sieć ulic i uliczek, zaułków i podwórek. Każda z nich nosi w sobie jakąś historię i opowieść. Pozwalam się prowadzić temu niewidzialnemu przewodnikowi. Jestem otwarty na jego anegdoty i powiastki.

Na rogu z ul. Katowicką kupuję mapę. Jednak chcę dziś wrócić do domu. Warto mieć swoją własną nić Ariadny. Mym punktem orientacyjnym jest Plac T. Kościuszki. Trwają tu budowy, a strzeliste dźwigi będą, mam taką nadzieję, widoczne z każdej części miasta. Idę ul. Piastów Bytomskich, skręcam na zachód i idę dalej ul. Wałową. Z ul. Siemianowickiej skręcam w Sienną. Po przejściu pod wiaduktem, czuję jakbym wszedł w inny świat. Nie wiem czy tak nie nastroił mnie widok rozszerzanego kadru, gdy człowiek wychodzi z ciemnego tunelu czy piękno tego miejsca samo w sobie. Czerwona cegła z pomalowanymi na zielono oknami i spokój ulicy tworzy niesamowitą atmosferę. Ul. Pszczyńską dochodzę do trasy krajowej 79 i kieruję się na północ. Spotykam znajomy widok- kamienicę, która wita każdego, niezależnie czy jedzie od strony Krakowa czy Katowic. Stoi i swymi rozmiarami majestatycznie wzbija się w niebo. Kiedyś pełna życia, dziś pusta i osamotniona jest wspomnieniem minionych lat.

Nie ma ulicy z szeregiem kamienic, z której nie wyłaniałby się jakiś opuszczony budynek czy mieszkanie. Wiele okien jest bez szyb. Wiele mieszkań nie jest już domem dla rodzin. Prawie wszystkie z zamurowanymi otworami okiennymi i wejściowymi. Przechodzę obok i zastanawiam się, co może zrobić konkretnego jeden człowiek? Czy ludzie mieszkający tu, w swych domach są otwarci czy zamknięci, jak kamienica przy ul. Brzezińskiej pod sam dach? Do czego doprowadzi moje chodzenie? Co odkryje przede mną to miasto, konkretna ulica, podwórko czy placyk? Wiele pytań pojawia się we mnie, a odpowiedzi będę szukał przynajmniej przez trzy lata. Tyle trwa projekt. Jedno jest pewne- chcę spotykać drugiego człowieka, poznać jego sytuacje i pozostać z nim w relacji. Pomimo tego, że nie jestem stąd a dziś czuję się jak przechodzień, który jednak, pomimo, że jest sam, chce spróbować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz